Brutalne zabójstwo lekarza w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie wstrząsnęło całą Polską. Do ataku doszło niespodziewanie – napastnik wtargnął do gabinetu ortopedy i zadał mu śmiertelne ciosy nożem. Tragedia ta skłania do zadania pytania: czy personel medyczny w innych miastach – także w Łowiczu – może czuć się bezpieczny?
W miniony wtorek doszło do tragedii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. 35-letni mężczyzna, funkcjonariusz Służby Więziennej, wtargnął do gabinetu ortopedy i zadał mu ciosy nożem. Mimo błyskawicznej pomocy i zaangażowania ponad 20 osób lekarza nie udało się uratować. Zginął dr Tomasz Solecki – doświadczony specjalista i szanowany człowiek.
Śmierć lekarza wstrząsnęła środowiskiem medycznym w całym kraju. Postanowiliśmy zapytać, jak wygląda sytuacja w Łowiczu – czy personel medyczny może czuć się tutaj bezpiecznie?
[ANKIETA]155[/ANKIETA]
"Bezpieczeństwo w szpitalu? Mniej niż zero"
W szpitalu w Łowiczu, jak się okazuje, problem agresji wobec lekarzy i pielęgniarek nie jest wcale rzadkością.
Chirurg z łowickiego szpitala, Dariusz Trepto, nie kryje, że agresja wobec personelu medycznego to zjawisko, które trwa od lat – i jego również dotknęło osobiście. Lekarz przyznał, że sam padł ofiarą ataku pacjenta – do dziś widoczny jest w jego ręce ślad po złamaniu, które źle się zrosło. Wspomina także przypadki kolegów z pracy: jeden z nich miał połamane żebra, inny został zaatakowany przez byłego radnego - ta historia była w Łowiczu głośna. Nie są to jedynie historie sprzed lat – jak twierdzi chirurg, wyzwiska i wulgaryzmy wobec personelu to stały element pracy w szpitalu, szczególnie na Izbie Przyjęć. Zdarzają się sytuacje, kiedy pacjent w ataku frustracji wykrzykuje w stronę pielęgniarki: „Ty ku**, myślisz, że będę tutaj zdychał?”.
Gdy system nie chroni
Trepto zauważa również, że szpital w Łowiczu nie ma żadnego systemu ochrony – brak ochroniarzy, wchodzenie do szpitala głównym wejściem z pominięciem szatni, brak kontroli wejść. Wszystko to sprawia, że każdy może wejść z ulicy i przynieść ze sobą niebezpieczny przedmiot. Taki brak zabezpieczeń – zdaniem lekarza – sprzyja także kradzieżom, które zdarzają się na salach pacjentów.
Bywają też sytuacje, gdy agresywni goście odwiedzający chorego wdawali się w awantury po godzinach odwiedzin. W jednym z takich przypadków dwóch mężczyzn zachowywało się agresywnie i groziło pobiciem personelowi. Lekarz obawia się, że dopiero dramatyczne wydarzenia, takie jak to krakowskie, zwracają uwagę na skalę zagrożenia.
"Nie każdy chce się narażać"
Jak relacjonuje lekarz, personel jest często pozostawiony sam sobie. Gdy dochodzi do agresji, pielęgniarki wzywają lekarzy, ale nie każdy chce ryzykować własne bezpieczeństwo. Czasem wzywana jest policja.
Trepto przypomina również dwa procesy sądowe: w jednym to on wytoczył sprawę napastnikowi – sąd orzekł karę w zawieszeniu oraz nawiązkę na rzecz oddziału szpitalnego w Stanisławowie. W drugim to pacjent próbował oskarżyć lekarza o rzekomo niewłaściwe leczenie, choć wcześniej kierował wobec niego serię wyzwisk i obelg. Ostatecznie sąd uznał lekarza za niewinnego.
Dyrektor: "Nie tylko szkody materialne, ale też emocjonalne"
Urszula Kapusta-Tymoshchuk, dyrektor łowickiego szpitala, potwierdza: agresja jest problemem i nie ogranicza się tylko do słów. Zdarzały się przypadki fizycznych ataków na personel, a najbardziej narażonym miejscem pozostaje Izba Przyjęć. W jednym z incydentów pacjent zdemolował stanowisko komputerowe, innym razem – rozwścieczony mężczyzna uderzył krzesłem w drzwi sali szpitalnej. Personel – jak mówi dyrektor – potrafi reagować, wie, jak postępować z trudnymi pacjentami, ale każdy taki incydent to obciążenie dla zdrowia psychicznego zespołu.
Monitoring zamiast ochrony
Według dyrektor Kapusty-Tymoshchuk, głównym źródłem agresji jest frustracja pacjentów – związana z czasem oczekiwania, z brakiem natychmiastowej pomocy lub niezrozumieniem procedur. Przypomina sytuację, kiedy osoba nieuprawniona domagała się dostępu do dokumentacji medycznej i po odmowie zaczęła się awanturować – tym razem wprost w gabinecie dyrekcji. Dodatkowymi czynnikami są alkohol, środki odurzające oraz inne czynniki emocjonalne, które wyzwalają agresję.
Urszula Kapusta-Tymoshchuk wskazuje, że szpital dysponuje monitoringiem i wideodomofonami, ale nie ma środków na zatrudnienie stałej ochrony. Przyznaje, że czasami wzywana jest policja. Jej zdaniem problem ma też głębsze źródło – coraz więcej osób będzie potrzebowało pomocy psychiatrycznej.