Targowisko w Łowiczu to żywioł. Tak pod względem podaży, cen, popytu, jak i stosowanych technik zachęcania klientów. Tutaj nikt nie postępuje według narzuconych przez sieć, a opracowanych przez psychologów marketingu zasad ekspozycji, mających uwieść kupującego, by kupił nie tylko to, co mu potrzebne, ale i dużo więcej. A jednak, mimo tych przewag, jakie mają sieci, handel na targowisku trwa - bo oferuje ceny zwykle niższe niż w marketach. Do tego, w przypadku niektórych stoisk (choć oczywiście nie wszystkich), daje przekonanie, że kupujemy u producenta. I stwarza możliwość, po prostu, kontaktu twarzą w twarz ze sprzedającym, dyskutowania, czasem wykłócenia się.

Tutaj też można spierać się o politykę (dziś, na trzy tygodnie przed wyborami, było to na targowisku wyraźnie słyszalne), spotkać kogoś, kogo się dawno nie widziało, umówić się na przyjazd na pole, by samemu zebrać więcej kopru, jeśli potrzebny (autentyczne, też dzisiaj). Żywioł.

Dodajmy: we wrześniu żywioł obfitości. Nadal jest fasolka szparagowa, są kalafiory (najtańsze po złotówce za sztukę!), gruntowe pomidory (na przecier były nawet po 1,50 zł za kilogram - który market takie zaoferuje?!), bywają jeszcze gruntowe ogórki, zatrzęsienie innych warzyw.

Jest kilka gatunków śliwy do wyboru, wiele gatunków jabłek, nadal są maliny, obok nich jeżyny, świetne polskie, przydomowe winogrona za 5 czy 6 zł za kilogram (w marketach zwykle 9,90, a w tej niższej cenie tylko okazyjnie. Widzieliśmy nawet jeszcze truskawki, we wcale nie powalającej cenie 12 zł/kg. 

Oczywiście, targowisko w Łowiczu to także stragany z artykułami przemysłowymi, obwoźne stoiska ze starociami i wiele innych - ale w tych miesiącach po zbiorach to właśnie dział owoców i warzyw najbardziej imponuje. I zachęca cenami. Zobaczcie naszą fotogalerię!