Jeśli kiedykolwiek próbowałeś zdobyć link z porządnego portalu — takiego, który ma realny ruch i nie wygląda jak zapomniany przez świat katalog SEO z 2010 roku — to wiesz, że nie wystarczy tylko wysłać jednego maila. To nie działa tak prosto. Guest posting i outreach to dziś gra na poziomie relacyjnym, strategicznym i czasem... bardzo cierpliwym.
Oczywiście są platformy, które upraszczają cały ten proces. Jedną z nich, z którą sam miałem do czynienia, jest https://links-stream.pl/. Tam nie tylko znajdziesz setki konkretnych miejsc do publikacji, ale też od razu widzisz warunki, zasady, ceny i — co ważne — bezpośredni kontakt z właścicielami stron. Ale o tym za chwilę.
Jeszcze kilka lat temu masowe mailingi w stylu „czy mogę opublikować artykuł na Twoim blogu?” może i działały. Teraz — nope. Redaktorzy, blogerzy i właściciele portali są zasypywani podobnymi wiadomościami, najczęściej z szablonów kopiuj-wklej. Efekt? Ignorują je automatycznie. Jeśli więc chcesz się wyróżnić, musisz zagrać inaczej.
Po pierwsze: personalizacja. Nie zaczynaj maila od „Drogi właścicielu strony”. Poszukaj imienia, sprawdź, kto prowadzi bloga, przeczytaj ostatni artykuł. Pokaż, że Ci zależy. Po drugie: nie zaczynaj od propozycji — zacznij od pytania. Czy są otwarci na gościnne publikacje? Czy współpracują z autorami z zewnątrz? Wydaje się banalne? Tylko że większość tego nie robi.
Zanim wyślesz pierwszego maila, musisz wiedzieć, do kogo piszesz i co możesz zaoferować. Outreach działa tylko wtedy, kiedy masz coś naprawdę wartościowego dla drugiej strony. Nie tylko „artykuł”. Masz pomysł, który ich zainteresuje? Masz dane, których nikt wcześniej nie opublikował? Infografikę, wykresy, case study?
Z drugiej strony — nie przesadzaj. Zbyt „sprytny” pitch często wygląda sztucznie. Ludzie mają nosa do prób manipulacji. Po prostu napisz uczciwie, że masz temat, który może zainteresować ich czytelników i zapytaj, czy są otwarci na propozycje.
Działa, gdy:
Nie działa, gdy:
Zresztą, nie ma nic gorszego niż artykuł sponsorowany, który aż krzyczy: „zrobiono mnie tylko dla linka”. Redakcje to widzą. Czytelnicy tym bardziej.
Powiedzmy sobie wprost: dogadanie się z Onetem, Interią, Wirtualną Polską czy Forbes’em to nie spacerek po lesie. Ale też nie jest to niemożliwe. Tyle że trzeba zrozumieć, jak te portale działają.
Często mają one swoje wewnętrzne działy reklamy natywnej lub content marketingu. Współpraca z nimi to nie guest posting w klasycznym rozumieniu, tylko zlecenie komercyjne. I trzeba za nie zapłacić — dużo. Ale w zamian dostajesz potężny zasięg, link z autorytatywnego źródła i wiarygodność, którą trudno przecenić.
Dla wielu firm bardziej realnym celem będą mniejsze, ale nadal wpływowe blogi branżowe, niszowe portale czy lokalne media online. Z nimi dogadasz się szybciej, taniej i na bardziej ludzkich zasadach.
Oto kilka rzeczy, które działają:
No jasne. Tylko nie każda działa tak samo. Niektóre to zwykłe giełdy linków z zerową kontrolą jakości. Inne naprawdę robią robotę. Na przykład Links-Stream daje dostęp do konkretnych blogów i mediów z różnych krajów, z dokładnym podziałem na języki, branże, ruch, DR, i inne wskaźniki. Wszystko jest ręcznie moderowane, a do tego możesz filtrować według rodzaju publikacji (np. gościnna publikacja bez oznaczenia sponsorowania, artykuł sponsorowany, link w istniejącym tekście itd.).
Co ważne — możesz negocjować. Dla mnie to ogromny plus. Nie wszystko jest z góry ustalone. Czasem da się wypracować coś korzystnego dla obu stron, a czasem nawet zyskać lepsze warunki, jeśli masz dobry content.
To zależy. Na małych blogach gościnny wpis możesz załatwić za darmo, jeśli naprawdę masz coś do powiedzenia. Na średnich portalach ceny zaczynają się od 200–400 zł za publikację. Duże media? 1000 zł to dopiero początek.
Ale pamiętaj: to nie koszt linka. To inwestycja w widoczność, reputację i długofalowy efekt. Google nadal kocha dobre linki z dobrych źródeł — pod warunkiem, że wszystko wygląda naturalnie.
Nie bój się ich. Link nofollow z dużego portalu, z dobrze napisanego artykułu, potrafi zdziałać cuda. Może nie dla PageRanku, ale dla Twojej marki, widoczności, nawet leadów. Czasem warto zapłacić nie za „linka SEO”, ale za obecność tam, gdzie są Twoi odbiorcy.
Jeśli działasz nieprofesjonalnie, nie tylko nie uzyskasz publikacji, ale możesz spalić sobie kontakt na przyszłość.
Outreach i guest posting to maraton, nie sprint. Na odpowiedź czasem czeka się tygodniami. Czasem ktoś odpisze po dwóch miesiącach. Czasem w ogóle. To normalne. Budowanie relacji, które prowadzą do wartościowych publikacji, wymaga czasu.
Ale jeśli robisz to mądrze, uczciwie i z pomysłem — efekty będą. Bo dziś link building to nie technika. To komunikacja.