Dali cząstkę siebie, aby pomóc potrzebującym

Boże Narodzenie to  dobry czas, by przypomnieć  jak w miniony weekend, 16 i 17 grudnia w Łowiczu, tak jak i w całej Polsce, wielu ludzi zaangażowało się w finał akcji Szlachetna Paczka. Nasz reporter odwiedził magazyn "Paczki" w szkole na Blichu dwa razy, aby rozmawiać z wolontariuszami, darczyńcami i osobami, które dostarczają paczki w charakterze kierowców. Dało to bardzo ciekawy obraz akcji, która ma znacznie większy wymiar niż mogłoby się wydawać.

Przypomnijmy, że rejon Łowicz obejmuje cały powiat łowicki i akcja faktycznie dotarła do oddalonych od Łowicza ponad 20 km zakątków, choć nie ominęła centrum miasta. Bo tam żyją ludzie, których dotknęła bieda - a ona ma różne twarze. - Miałam dwie takie osoby, których historie poruszyły mnie do głębi - powiedziała nam pani Dorota, która po raz pierwszy została wolontariuszką Szlachetnej Paczki. Myślała o tym od dawna, ale nie zgłaszała się, mając przeświadczenie, że przecież nie ma na to czasu. W tym roku wreszcie się zdecydowała, uznając, że jakoś znajdzie ten czas i bardzo się cieszy, że tego doświadczyła. Odwiedziła cztery rodziny, wszystkie zostały zakwalifikowane do pomocy. 

Myślała od dawna o tym, by zostać wolontariuszką Szlachetnej Paczki, ale nie zgłaszała się, mając przeświadczenie, że przecież nie ma na to czasu. W tym roku wreszcie się zdecydowała, uznając, że jakoś znajdzie ten czas i bardzo się cieszy, że tego doświadczyła.

Wolontariuszki

Co ją poruszyło? - Poznałam pana, który choruje na raka, ale ma w sobie tyle ciepła, optymizmu i jeszcze pomaga innym. Do Szlachetnej Paczki został zgłoszony przez GOPS - rozpoczyna pani Dorota. I dalej przyznaje, że zupełnie nie spodziewała się, że mężczyzna już na wstępie powie, że on niczego nie potrzebuje, że są osoby, które bardziej potrzebują pomocy, etc. Jednak podczas rozmowy okazało się, że można mu pomóc, więc określono jego tzw. kluczowe problemy. 

Druga osoba to kobieta, która wychodzi z depresji, była już kiedyś zakwalifikowana do Szlachetnej Paczki i teraz zaskoczyła ją wizyta wolontariuszki. Rozmowa z nią była trudna, ale dało się zauważyć, że im dłużej trwała, tym pani stawała się bardziej ufna, otwarta i na koniec już się nawet uśmiechała.

Pani Dorota w rozmowie z nami podkreślała, że pomaganie naprawdę daje tyle satysfakcji, że trzeba to poczuć, aby zrozumieć. - Polecam, ja na pewno zgłoszę się za rok. To już postanowione - powiedziała nam. 

Pani Adrianna, inna wolontariuszka, opowiedziała nam o przejmującym doświadczeniu, podczas dostarczania paczki do rodziny z nastolatkiem, który był w podobnym wieku jak jej syn. Początkowo zdawało się, że chłopak nie jest zainteresowany akcją. Jednak na koniec spotkania zapytał czy może ją przytulić i uścisnął tak mocno, że to momentalnie zmieniło jej ogląd sytuacji. Mimo świadomości nadchodzącego intensywnego tygodnia przed świętami w domu, pani Adrianna dostrzega, że jej praca w Szlachetnej Paczce ma głęboki sens, również dla takich chwil.

Darczyńcy 

- Przyjechaliśmy ze Skierniewic. Rodzona nam "podpasowała" - powiedziała nam pani Karolina, która wraz z mężem Dominikiem dostarczyła do Łowicza jedną z paczek. - To już piąta albo szósta paczka, jaką przygotowaliśmy - powiedziała nam młoda kobieta. Mąż przyznał, że za jej sprawą bierze udział w akcji, bo wcześniej nawet nie wiedział, że taka akcja istnieje. Pani Karolina w czasie studiów w Toruniu była korepetytorem w Akademii Przyszłości, gdzie pomagała dzieciom, dla niej Szlachetna Paczka jest naturalną konsekwencją - bo obie inicjatywy są prowadzone przez Stowarzyszenie "Wiosna", którego założycielem i pierwszym prezesem był ks. Jacek Stryczek (on też jest uważany za pomysłodawcę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej). 

Darczyńcy, z którymi rozmawialiśmy byli też wolontariuszami. Teraz nie robią sami paczki, pomaga grono przyjaciół - łącznie jest to 17 osób. - Wszystko kupowaliśmy, ale zaangażowanych było dużo osób znajomych, czy też pracowników z naszej firmy. Przygotowanie paczki zajęło około 2 tygodni, ale wszystko udało nam się zebrać - powiedzieli z satysfakcją nam nasi rozmówcy.  - Sam węgiel (tona) był logistycznie "ciężki" do ugryzienia, ale udało się go ściągnąć z kopalni na Śląsku - dodała pani Karolina przyznając, że innej rodzinie pomagali jej rodzice, a węgiel był zamawiany wspólnie, dla obu.

W rodzinie, którą wybrali skierniewiczanie, uderzyła ich samotność ludzi, którym pomogli - ale i urzekła ich miłość do zwierząt. W gronie ich znajomych również są miłośnicy zwierząt, a nawet osoby, które produkcją karmę dla zwierząt, zostali oni wciągnięci w akcję jako darczyńcy, przekazali karmę dla kota i psa osoby obdarowywanej.

Pan Dominik dodał, że udało się przy Szlachetnej Paczce stworzyć tak pozytywną atmosferę, że wszyscy zaangażowani w przygotowanie paczki spotkali się w piątek przed finałem, aby je razem zapakować, przy okazji zorganizowali sobie Wigilię w gronie przyjaciół. To również jest wspaniały pomysł, który polecają innym darczyńcom. Bo można komuś pomóc i spotkać się z przyjaciółmi. Oni czerpali wzór od rodziców pani Karoliny, którzy to w gronie swoich przyjaciół już wcześniej praktykowali i nadal praktykują.

Kierowcy

Krzysztof Miazek i Andrzej Bogusz są kierowcami w Powiatowym Zarządzie Dróg i Transportu w Łowiczu, od 2015 roku pracują w Weekend Cudów, choć nie są wolontariuszami, to pracę tę wykonują społecznie, z potrzeby serca. Jak nam powiedzieli, zgłaszają się sami, bo nie każdy w firmie chce, a oni dzięki temu również czują, że pomagają i mają satysfakcję, że biorą udział w czymś ważnym.

- Nie zawsze można pomóc finansowo, ale przecież można inaczej - powiedział nam jeden z nich. Pan Krzysztof przyznał, że wciąż zaskakuje go, jak widzi, ile jeszcze wokół nas jest biedy. Gdyby nie ta akcja, nie zdawałby sobie z tego sprawy. - Te obrazy, które miałem okazję widzieć, zostaną mi do końca życia - mówi wzruszony, opowiadając nam ciut więcej, ale prosząc, aby tego nie pisać. On nie chce nikogo urazić, ani oceniać. Cieszy go, że do tych ludzi dociera pomoc, bo nie ma złudzeń, że ona jest potrzebna. 

Wciąż zaskakuje go, jak widzi, ile jeszcze wokół nas jest biedy. Gdyby nie ta akcja, nie zdawałby sobie z tego sprawy.

- Gdybym tego nie czuł, nie byłoby mnie dzisiaj tutaj - mówi pan Krzysztof, przyznając, że czasem rodziny jemu dziękowały, ale on wyjaśniał, że nie jest darczyńcą. Przytacza jeden przykład, jak akcja go porusza: paczka została zawieziona do rodziny z siódemką dzieci. Tata dzieci stracił rękę w wypadku, ale rodzina wydawała mu się pozytywna, próbująca radzić sobie. Starsze dzieci wybiegły z domu, aby pomagać nosić paczki, pozwolono im, aby zabrały te lżejsze. - Pomyślałem, że to fajna rodzina. Mój Boże, siódemka dzieci. W moim domu też nas było siedmioro - dodaje kierowca, wyraźnie wzruszony.  

Niektóre paczki są nawet zbyt ciężkie

W rozmowie z kierowcami nieoczekiwania pojawił się aspekt ciężaru paczek. Dlatego go tutaj podkreślimy, aby darczyńcy wzięli to pod uwagę w kolejnych edycjach. Bo niektóre paczki są bardzo ciężkie - gdy jest w nich żywność lub chemia gospodarcza. Darczyńcy pakują je pięknie, ale gdy paczka jest wielka, nie może jej chwycić ani jedna osoba, ani dwie. W magazynie na Blichu wolontariusze korzystają z wózka, ale w terenie to już nie jest możliwe - wózkiem nie wjedzie się po schodach i nie pokona  nieutwardzonego wiejskiego podwórka. Zdarzyło się w tym roku, że jedną trzeba było otworzyć i zanosić w częściach. Nie zawsze i nie wszędzie można podjechać.

Liderka

W tym roku w rejonie Łowicz Szlachetna Paczka dotarła do 64 rodzin - tyle rodzin otrzymało pomoc, natomiast odwiedzono łącznie 97 rodzin. Sylwia Plichta, liderka w naszym rejonie powiedziała nam, że bardzo dużo osób wsparło akcję - na różne sposoby. Wymieniła: starostę łowickiego Marcina Kosiorka, strażaków z PSP w Łowiczu, z OSP w Jamnie, Chąśnie II, Zabostowie Dużym, kierowców z PZDiT - którzy nosili i wozili paczki, firmę Steven i restaurację Powroty - która nakarmiła wolontariuszy, Agros Nova - która dostarczyła musy owocowe na zaplecze gastronomiczne, za naszym pośrednictwem wszystkim serdecznie dziękowała. Podziękowania skierowała również do wszystkich osób zaangażowanych w akcji: wolontariuszy. - Bardzo się cieszę, że ta współpraca wygląda tak dobrze i tyle osób się w nią włączyło, również firmy. Bardzo nas wszystkich to cieszy - dodaje. 

Zapytaliśmy liderki, jaka jest wartość paczek, które trafiły do rodzin. Darczyńcy są proszeni, aby ją podać, bo to służy do statystyk akcji. Pani Sylwia powiedziała nam, że darczyńcy deklarowali od 1.500 do 15.000 zł, ale ona sądzi, że ta dolna granica jest mocno zaniżona, bo robiący paczki często chcą umniejszyć swoją ofiarność.