Marcin Klimczak, który w środę 13 sierpnia wypłynął z Gdańska w rejs dookoła świata na własnoręcznie zbudowanym jachcie Libra, już kilka dni po starcie napotkał na poważne przeszkody. Mogło się skończyć rzuceniem jachtu na przybrzeżne skały w cieśninie Sund.
Klimczak w rozmowach z nami nie ukrywał, że najbardziej obawia się wcale nie otwartych, bezkresnych oceanów, co właśnie ciasnych a ruchliwych akwenów na wodach europejskich i nie tylko. Manewrując na żaglach jest mniej sprawny od jednostek motorowych, a w dużym ruchu może łatwo narazić się na kolizję. Dlatego zdecydował się nie płynąć przez kanał La Manche tylko okrążyć Wyspy Brytyjskie od północy. I dlatego oceniał, że bardzo trudną przeprawą będzie przejście przez cieśniny duńskie.
Nie mylił się. Swoje doświadczenia z pierwszych dni rejsu opisał nam w wiadomości, którą niżej w całości przytaczamy:
Wyruszyłem z Gdańska Górki Zachodnie port AZS w asyście przyjaciół, znajomych i Marynarki Wojennej. Początkowo był bardzo fajny wiatr, niestety drugiego dnia już zgasł i bujałem się na fali. Nie jest to przyjemna sprawa, nie da się nic zrobić, łódką rzuca na wszystkie strony i mało regularnie.
Jakoś dotarłem, dobujałem się do Bornholmu, dostałem fajny wiatr i żeby go wykorzystać płynąłem dwie doby na full. Pierwszym wyzwaniem było przebrnięcie przez rutę powyżej Bornholmu. Podlegało to na zwolnieniu, przyśpieszaniu i lekkiej korekcie kierunku, ponieważ wszystkie pracujące statki płyną wzdłuż "autostrady" a ja przecinam ją w poprzek.
Następnym wyzwaniem było rondo dla statków, skręt w prawo i nocne przejście pod oświetlonym mostem łączącym Danię ze Szwecją, którego wysokość nad wodą to 55 metrów. Musiałem trzymać się wyznaczonego szlaku oznaczonego zielonymi i czerwonymi bojami.
Most jest majestatyczny, a w nocy nawet przerażający. Przechodziłem tamtędy przy bardzo silnym wietrze, tylko na foku. Cała następca doba bez zmrużenia oka, żeby wykorzystać dobry wiatr. Od 04.00 zaczyna padać deszcz, ale już widzę wyjście z zatoki i zakręt w lewo, żeby przejść najwęższe miejsce pomiędzy Danią a Szwecją i dalej ma być już łatwiej.
Niestety, zmiana kierunku wiatru pokrzyżowała moje plany. Nie byłem w stanie przejść bezpiecznie obok Helsingborgu, więc zrobiłem zwrot, cofając się chciałem nabrać wysokości, żeby spokojnie przejść to bardzo ruchliwe zwężenie. Neptun miał niestety inne plany. Ten manewr niczego mi nie dał, więc stwierdziłem, że odpalę silnik i pomogę sobie w ten sposób turbo-żaglem. I tu zaczęły się problemy. Śruba załapała jakieś śmieci i nie dało się z tych tarapatów wyjść cało, używanie biegu wstecznego niczego nie zmieniło. Za to czas uciekał, a wiatr skutecznie spychał mnie na skały. Jedynym rozsądnym dla mnie rozwiązaniem było rzucenie kotwicy na 100-metrowej linie.
Uratowałem w ten sposób łódkę przed skałami, ale w miejscu niebezpiecznym i niedozwolonym do stania na kotwicy. Czekając na zmianę kierunku wiatru, żeby można było ruszyć dalej doczekałem się po dwóch dniach na policję. Nie było tak jak u nas, że mandat i proszę odpłynąć. Wypytali jak do tego doszło, że tu stoję i o inne interesujące ich informacje. Szczęście w nieszczęściu właśnie w tym momencie lina kotwiczna pękła. Policjanci stanęli na wysokości zadania, odebrali ode mnie cumę, wyciągnęli mnie na bezpieczną wodę zmienili cumę na super mocną i odholowali mnie do portu. Spisali protokół i życzyli mi pogody ducha i szczęścia w dalszej podróży.
Jestem wdzięczny policji szwedzkiej za bardzo życiowe a zarazem profesjonalne podejście do mojej sprawy i osoby.
Do portu w Helsingborgu Marcin Klimczak przepłynął 792, 4 km. W porcie był zrazu zacumowany tuż przy falochronie, przez co sztormowa fala rzucała jego Librą tak, że musiał stosować opony jak dodatkowe odbojniki, by chronić burtę od zniszczenia. Potem dopiero udało mu się przecumować w spokojniejsze miejsce. Nawet i tam woda była niespokojna, co widać na filmie:
Teraz czekał na dostarczenie mu z Polski nowej kotwicy. Po uzupełnieniu tego wyposażenia ma zamiar doczekać wiatrów, które będą korzystne i dokończyć wychodzenie z Sundu. Potem cieśniny się rozszerzają, będzie mu nieco łatwiej. Zatrzymanie się w porcie, tym czy innym przed opuszczeniem wód europejskich w żaden sposób nie koliduje z tym, co się rozumie przez samotny rejs dookoła świata, bez zawijania do portów - jest to bowiem ta część trasy, której w ogóle mogłoby nie być, gdyby Klimczak startował np. z Brestu czy nawet z Gibraltaru. Wybrał start z Gdańska, bo zbyt drogi byłby dla niego transport jachtu drogą lądową na zachód Europy.
[ZT]315390[/ZT]
Łowiczanka8821:18, 26.08.2024
Bez zawijania do portu ale z zawinięciem ale jednak nie bo tego się nie uznaje mimo że fizycznie w nim jest. Niemniej, powodzenia p. Marcinie
Szukam sponsora 21:33, 26.08.2024
Jejku straszne żyje tylko tym rejsem tego pana co za wiadomość
M4122:46, 26.08.2024
Słuchajcie, dzięki sponsorom kupiłem nowe Lamborghini, i pojawił się problem, mianowicie nie mam kasy na ubezpieczenie, potrzebuję tylko 80k PLN...
Dodam, że tym autem, zamierzam przejechać wzdłuż i wszerz całą Azję, co jest moim marzeniem. Pomożecie ?
Podaję link do zbiórki:
https://zebrymarcina/zachciechujki/bucowatosc/.pl
Wyciśnij08:37, 27.08.2024
pryszcza na szyi, może głowa odrośnie.
i ...12:18, 27.08.2024
to by było na tyle
Lolek13:49, 27.08.2024
Skucha na samym starcie. Miało być bez zawijania do portu :) :) Można małpę umieścić w tej skorupie i efekt będzie ten sam. Prądy i wiatr zrobią same robotę
U osoby20:47, 27.08.2024
wiatr między uszami. Powód zawinięcia do portu podany w tekście.
Sponsora szukam14:01, 27.08.2024
Klocu ssij kij :-)
guń20:46, 27.08.2024
sie, a sponsor sie znajdzie
Zeglaz11:40, 28.08.2024
Jak to się nie liczy jako zawinięcie? Bo mógł startować przecież z innego portu. Ale wystartował z Gdańska więc się liczy. Ten rejs już się skończył. Panu się nie udalo
Twoja12:51, 28.08.2024
kolej.
As16:42, 31.08.2024
Nie rezygnuj z marzeń żyje się po to by je realizować. Człowiek bez pasji jest pusty jak spróchniały kloc życzę sukcesów i wytrwałości mimo przeciwności
7 2
przypadkiem nie upuść.