Zamknij
Załoganci, podobnie jak turyści, mogą zwiedzać odwiedzenie miejsca na rowerze. Piotr Zuchora, jako stary harcerz musiał i tego spróbować. Fot. Piotr Zuchora

Boże Narodzenie i Sylwester w tropikach. Piotr Zuchora z Głowna opowiedział nam o pracy na wycieczkowcu

Mirosława Wolska-Kobierecka 12:00, 29.12.2023

Boże Narodzenie i Sylwester w tropikach. Piotr Zuchora z Głowna opowiedział nam o pracy na wycieczkowcu

Piotr Zuchora z Głowna, instruktor harcerski w ZHP Głowno, zwany przez przyjaciół Loczek, od miesiąca zamieszcza na Facebooku relacje z Ameryki Środkowej. Pracuje bowiem na dużym wycieczkowcu. Pracuje - przy okazji poznając świat.

Od razu przyszedł nam do głowy pomysł, aby o tym napisać - bo jego relacje facebookowe dostępne są przez dobę - i pan Piotr chętnie się na to zgodził. Mieliśmy mały problem z ustaleniem dogodnej pory do tej rozmowy dla niego i dla nas, bowiem 6-godzinna różnica czasu tego nie ułatwia. Wreszcie nam się to udało, w porze u nas nocnej, po godz. 23. 

Uśmiechnięty Piotr Zuchora wręcz dziękował za zainteresowanie i możliwością nawiązania - dzięki nam - kontaktu z rzeczywistością głowieńską. - Trochę robi się tęskno - przyznał. Kontrakt na statku jest dla niego momentem przełomowym w życiu. Dotąd mieszkał z rodzicami. Teraz już chce zacząć samodzielne życie poza domem rodzinnym. Myśli, że przyszedł na to czas - ma przecież 26 lat. 

Wyjaśnił nam, że pracuje jako mobile sound technician - czyli jest technikiem odpowiedzialnym za dźwięk. Zawarł kontrakt, który będzie trwał 4 miesiące. Dla niego rozpoczął się on na Dominikanie, na którą musiał dolecieć samolotem. W La Romana został zaokrętowany na pokładzie Mein Schiff 6, jego kabina ma zaledwie 10 mkw. i nie ma niej okna, ale jest prywatna łazienka - a takiej nie mają wszyscy załoganci. - Kończymy pracę o różnych porach, czasami bardzo późnych, z tej racji mamy tzw. salokabinę.  

Statek należy do niemieckiego armatora TUI Cruises - którą to nazwę łatwo skojarzyć ze znaną też w Polsce firmą TUI. Portem macierzystym wycieczkowca jest La Valetta na Malcie. Turyści, których zabiera na pokład prawie 3.000 są to głównie Niemcy. Załoga - licząca około 900 osób - to osoby pochodzące z kilkudziesięciu krajów.

"Ale kolos, wielki statek!"

- Statek jest duży, ale nie największy. Gdy go zobaczyłem pierwszy raz, gdy wypłynęliśmy, myślałem "Ale kolos, wielki statek!", teraz, gdy widziałem już trochę statków powiedziałbym, że jest średniej wielkości, bo są takie, które zabierają nawet dwa razy tyle ludzi co nasz. Więc Mein Schiff 6 zabiera "tylko" 3 tysiące - ocenia nasz rozmówca. Dodaje, że TUI Cruises ma w swojej flocie kilka statków o nazwie Mein Schiff i budowane są następne - bo ta branża się rozwija, mają one kolejne numery. Największą flotę tego typu wycieczkowców ma Royal Caribbean, składa się ona z 26 luksusowych statków, do tego 4 są w budowie. Największy z nich - Wonder of the Seas - jest w stanie pomieścić 7.000 pasażerów i 2300 osób załogi. To są po prostu pływające miasta rozrywki. 

Ale nasz bohater nie jest na nim dla rozrywki, dla niego jest to praca. I tu podkreśla, że zanim ją rozpoczął, obawiał się, że będzie bardziej wymagająca. Jednak okazało się, że od początku była w zasięgu jego umiejętności, m.in. dlatego, że wszystko na statku jest uporządkowane, ustrukturyzowane - tak jak w korporacji.

Mein Schiff 6 to pływające miasto rozrywki. Jest na nim miejsce dla blisko 3 tys. pasażerów, a załoga liczy około 1 tys. osób pochodzących z kilkudziesięciu krajów. fot. Piotr Zuchora

"Polish team"

Praca mieszkańca Głowna polega na tym, aby zapewnić nagłośnienie podczas koncertów, które grane są na żywo, przez zatrudnionych na statku muzyków. Koncerty są tematyczne, np. na Jamajce był koncert muzyki Boba Marleya, na Karaibach jest wieczór w takich klimatach. Na przodzie statku jest też teatr z widownią na około 1.000 osób, w którym występują tancerze,  akrobaci, artyści parający się żonglerką, aktor, a także - uwaga - stand-uperzy, którzy występują po niemiecku. Tu warto podkreślić pewien paradoks, że niemal wszyscy pasażerowie są niemieckojęzyczni, międzynarodowa załoga posługuje się językiem angielskim, zaś porty, do jakich zawijają, są zwykle w krajach hiszpańskojęzycznych. 

W teatrze pracuje najwięcej techników, dla Piotra miejscem zatrudnienia jest pool deck, na którym jest scena, na której odbywają się różne występy i koncerty. Ale tą pracę przejął na miesiąc inny technik, również Polak, który ma pływać na innym statku. Ma się on nauczyć tego, co do tej pory robił Piotr Zuchora i odwrotnie. - Mamy taki taki rodzaj kooperacji w korporacji - mówi nasz rozmówca, dodając że tak się przygotowuje do pracy na różnych statkach Mein Schiff. Na pewno można się w ten sposób dużo nauczyć, tym bardziej, że na statku jest dużo sprzętu dobrej klasy.       

Praca na statku wymaga umiejętności współpracy, gdy tak jak Piotr pracuje się z Francuzem, Czechem, a szefami są Niemcy. I tak nazywają ich "Polish team" - bo w technice pracuje sporo Polaków. - Sam byłem w szoku, że jest nas aż tylu. Nasz rodak pracuje też w barze, ma na imię Igor. 

  Jak to się zaczęło, że trafił na statek? - zapytaliśmy Piotra. Opowiedział nam, że jakieś dwa lata temu szukał pracy i wysłał zgłoszenia w różne miejsca. Pracę znalazł i założył też własną firmę, o tamtych aplikacjach już zapomniał, gdy nagle odebrał telefon od pani z agencji zajmującej się rekrutacją, która zapytała go, czy nadal jest zainteresowany pracą, ponieważ akurat szukają nowych osób. - Pomyślałem: czumu nie? 

Został zaproszony na rozmowę rekrutacyjną i dostał kontrakt. Co będzie potem? - Zobaczymy, jestem na pierwszym kontakcie, więc oni mnie sprawdzają, a ja sprawdzam ich. Jestem takim próbnym pracownikiem, niektórzy mają już dziesiąty kontrakt czy dwunasty - oni jak przyjeżdżają, to już wszystko wiedzą, ja się jeszcze uczę. Ale interesuje mnie ta praca ze względu na podróżowanie - to jest na pewno fajne. Sporo jesteśmy na morzu, na statku przy pracy. Wejścia do portów jednak są ważne, nawet dla takiego odświeżenia umysłu.

Miejscem pracy Piotra Zuchory jest pool deck, na którym jest scena, na której odbywają się różne występy i koncerty. fot. Piotr Zuchora

Dla pasażera to jest 2 tygodnie w luksusie

Turyści mają na lądzie organizowane wycieczki, jest do tego zatrudniona na statku specjalna ekipa. Mają możliwość wypożyczenia rowerów, więc niektóre wycieczki są rowerowe. - Goście mają na statku do wyboru wiele możliwości spędzania czasu: są różne bary, kilka koncertów do wyboru, mogą iść do SPA - jak w mieście. 

Standardowy pobyt na statku trwa 2 tygodnie, ale jednorazowo na statek wsiada około 1.000 osób. Odbywa się to w embarkation day - dzień zaokrętowania. Turyści to ludzie w każdym wieku, są osoby młodsze i starsze, sporo jest dojrzałych 50+, 60+, są pary w wieku około 30 lat, ale również całe rodziny z dziećmi - a tych na świątecznym rejsie, który rozpoczął się 24 grudnia - jest około 500!

Specjalnie dla tych najmłodszych jest Kids club - w którym najmłodsi uczestnicy rejsu mogą pod okiem opiekunek spędzać czas, gdy rodzice chcą skorzystać z jakiejś oferty, albo odpocząć.  

Gdy Piotr Zuchora opowiada nam o tym, przyznaje, że na takim statku nie rozróżnia się 7 dni tygodnia, są trzy rodzaje dni: poza embarkation day, który jest też dniem załadunkowym, bo statek jest zaopatrywany we wszystko, co jest na nim potrzebne, także sea day - dzień na morzu - w którym załoga ma najwięcej pracy oraz port day czyli dzień w porcie w czasie którego załoga - która ma wolne - może zejść na ląd i przejść się na spacer czy zwiedzać, zrobić sobie małą wycieczkę (w dniu naszej rozmowy, w poniedziałek 18 grudnia Mein Schiff 6 cumował w Panamie). Wieczorem muszą jednak wrócić, bo zawsze wieczorem jest jakaś praca do wykonania.    

Bezpieczeństwo - ważna sprawa

W czasie dni na morzu załoga ma wiele zajęć, nie tylko bezpośrednio związanych z wykonywaną przez nich pracą. Są również szkolenia na temat bezpieczeństwa i jest ich naprawdę dużo, bo niemiecki armator przywiązuje do tego wielką wagę. Piotr w rozmowie (mieliśmy włączone kamery) pokazał kamizelkę ratunkową, która w jego kajucie wisi na wieszaku na wierzchu - bo tak ma to wyglądać. Mówił też o tym, że szkolenia dotyczą konkretnych zagadnień - gdzie kierować pasażerów w przypadku ewakuacji, jak postępować, aby zapanować nad ewentualną paniką.

- Oni powtarzają, że nie po to są robione szkolenia, aby były, ale po to, aby w sytuacji zagrożenia wiedzieć co robić. Według badań w takiej kryzysowej sytuacji około 80% osób jest pasywnych, około 15% - aktywnych, a pozostałe 5% - panikuje, wiec chodzi o to, aby te proporcje poprawić, aby było więcej aktywnych, którzy wiedzą, co trzeba robić.  

Wycieczki i muzyka w bonusie

- Podobno wszystkie porty zbudowane są z takiej samej cegły - próbowaliśmy sprowokować naszego rozmówcę, słowami jakie czasem wypowiadali żaglarze i marynarze. - Faktycznie, one są do siebie podobne - przyznał, dodając, że jednak widać w nich wyraźnie, który kraj jest bardziej zamożny, a który mniej. Tak więc "zaliczył już" Dominikanę, dwa porty w Meksyku, kolejne dwa na Jamajce - która bardzo mu się podobała, m.in. dlatego, że to kraj muzycznie mu bliski, ale też widoczne są tam bardzo wpływy kultury brytyjskiej - która jest mu bliższa niż hiszpańskia, którą słabo zna i nie zna języka. Na Jamajce z każdym mógł się porozumieć po angielsku.

Statek wpływa też do Belize (kraj na półwyspie Jukatan). Tam nasz rozmówca jeszcze nie był na lądzie, ponieważ trzeba dopłynąć motorówką, która drogę w jedną stronę pokonuje w 50 minut - nie miał tyle czasu. Kolejny kraj to Honduras, który poznawał podczas wycieczki rowerowej, pokonując 60 km - bo jako członek załogi ma możliwość wypożyczenia roweru.  

W czasie tej wycieczki spotkała go ulewa, a jego telefon przed zalaniem uratowała torebka foliowa. - Deszcz lał się z nieba taki, jakby ktoś odkręcił kurek z wodą. Nawet nagrałem filmik, jak z drogi robi się rzeka i jadą nią samochody. Gdy zapytałem o to ludzi, jak sobie radzą z takimi powodziami, to usłyszałem: "no, jak pada deszcz, to są powodzie", co pokazuje, że dla nich takie zjawiska są naturalne.   

Piotr Zuchora przyznał, że dla niego ten rejs ma również aspekt muzyczny. Dla niektórych osób motywacją do pracy w charakterze dźwiękowca będą pieniądze, czy podróże, ale niego numerem jeden jest jednak muzyka - poznawanie nowych ludzi i granie z nimi. Jednego dnia miał taką możliwość, że jeden z członków zespołu muzycznego Argenis grającego na statku, w którym grają muzycy z Dominikany i Wenezueli, poprosił go na jam gitarowy. - On jest gitarzystą i na dodatek ma żonę Polkę. Gitary swojej nie mam, ale pożyczyłem od HR - ekipy i która się zajmuje sprawami kadrowymi, oni mają takie możliwości zadbania o nasze pasje i to też jest ciekawe, bo mamy np. rodzaj "Mam talent", w którym członkowie załogi, którzy nie są zatrudnieni w charakterze muzyków, mogą wystąpić dla gości i załogi i zaprezentować swoje umiejętności. Ja się zgłosiłem i w następnym występie będę brał udział. Głównie biorą w tym udział osoby z Filipin i Indonezji, którzy tańczą i śpiewają - świetnie to wszystko brzmi, mamy też Niemców, którzy występują. Ja wykonam utwór "Perfect" Eda Sheerana - bo tę piosenkę lubię.  

Czasem robi się... nudno

- Może powiem coś jeszcze o minusach - nasz rozmówca w pewnym momencie nas zaskoczył. Pomimo podróży, egzotyki, intensywnej pracy i wielonarodowego otoczenia, w pewnym momencie to wszystko zaczyna go nużyć. - Czasem myślę "znowu dziś impreza", "znowu ten port odwiedzamy", znowu takie samo jedzenie, bo po tej pierwszej ekscytacji, że tego wszystkiego jest tak dużo, czujemy, że w ciągu dnia mamy takie stałe punkty. 

Czasami między członkami załogi zdarzają się jakieś nieporozumienia - trudno byłoby ich uniknąć, gdy spędza się ze sobą 24 godziny na dobę przez kilka miesięcy. - Współpracujemy ze sobą, jesteśmy jedną drużyną, z zasady nastawiamy się do siebie pozytywnie, ale widać taki korporacyjny brak szczerości, to są zupełnie inne sytuacje niż te, z jakimi mam do czynienia w harcerstwie - bo w harcerstwie jesteśmy szczerzy. A tutaj raczej ktoś powie "Wiesz, to nie twoja wina", ale widzisz, że myśli inaczej albo się dowiadujesz, że coś na ten temat powiedział do innej osoby. 

Pan Piotr już nawet powiedział kolegom z pracy, że jak będą mieli do niego jakąś sprawę, uwagi, to niech od razu do niego z tym przyjdą. Wolałby uniknąć takich nieporozumień. Chce też dbać o higienę psychiczną, bo sądzi, że w tej pracy można łatwo wpaść w depresję - jeśli ze swoimi sprawami nie będzie się ktoś uzewnętrzniał, a rozmowy ograniczał do tych oficjalnych pytań typu: "Jak się czujesz?" i odpowiedzi - "Świetnie".   

Stara się nawiązywać nowe znajomości, które będzie można rozwijać i kontynuować w przyszłości. Jeden z pracowników, którego bliżej poznał to Francuz, jest też kilku otwartych Polaków, choć trudno jest zaprzyjaźnić się tak prawdziwie, to są raczej relacje koleżeńskie. Tych relacji jest dużo, ale jedni przyjeżdżają, drudzy odjeżdżają - otoczenie zmienia się jak w kalejdoskopie czy w poczekalni na lotnisku czy dworcu.

Jako minus albo pewne ograniczenie w budowaniu relacji wymienia też barierę językową - stara się swoje umiejętności w angielskim rozwijać, jednak ma świadomość, że nie wszystkie swoje myśli jest w stanie wyrazić.   

To jednak jest praca na morzu 

Mein Schiff 6 ma 13 pokładów, przy czym pokładu oznaczonego liczbą "13" nie ma. Są pokłady 12, a nad nim - 14. Piotr Zuchora powiedział, że na komfortowym wycieczkowcu, mimo jego wielkości, można odczuć, że on płynie i choć kadłub jest duży, można też mieć problem z chorobą morską - na szczęście z jej dolegliwościami można sobie pomóc farmaceutycznie. Jego choroba też dopadła i zauważył, że z tym bujaniem nie ma sensu walczyć, trzeba się mu raczej poddać - bujać się razem ze statkiem. Czasami bujanie jest tak duże, że dziwi się, że w kuchni nie spadają talerze.  

Mein Schiff 6 wpływa też do Gdyni

Mein Schiff 6 wpływał też do portu Gdynia, w tym roku nawet sześć razy - o czym pisały regionalne i branżowe media, choć nie jest największym statkiem, jaki do nas zawija.

Na przykład Gospodarka Morska pisała: Mein Schiff 6 ma 295,3 m długości, 35,8 m szerokości, 7,95 m zanurzenia oraz 99 800 GT. Jego budowa rozpoczęła się w kwietniu 2016 r. w stoczni Meyer Werft w Turku w Finlandii, a rok później zakończyły się rejsy próbne. Chrzest jednostki odbył się 1 czerwca 2017 roku w Hamburgu. Matką chrzestną wycieczkowca została łotewska organistka Iveta Apkalna."

Kilka lat wcześniej ten sam dziennik informował, że budowa statku kosztowała 625 milionów dolarów.

Statek jest jednym z najbardziej energooszczędnych na świecie, ponieważ ma zaawansowany układ oczyszczania spalin zmniejsza emisję siarki o prawie 99%, a tlenków azotu o 75%.

Na jego pokładach jest 1267 kabin i 82% z nich posiada balkon. Do dyspozycji pasażerów jest na nim m.in.: 13 restauracji i barów, teatr z 1 000-osobową widownią, kasyno, SPA, centrum fitness, filharmonia, baseny, boisko, sala z konsolami oraz liczne sklepy.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(3)

AbuśAbuś

5 0

Znam kolesia i wodę potrafi lać...hehehe cały Pietrek bajkopisarz

12:29, 29.12.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

LoczekLoczek

1 1

Woda pozwala pływać, warto porozmawiać. Zapraszam do kontaktu i może też do podzielenia się opinią. Pozdro!

21:35, 29.12.2023

AbuśAbuś

1 0

Ohoho! Wywołany ma ochotę się tłumaczyć 🤭 Zabolało ale to karma.Każdy zbiera co posiał👻

00:47, 30.12.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Andrzej M.Andrzej M.

0 1

Abuś!!!On na pewno wie że Kambodża nie jest stolicą Chin.

19:41, 08.01.2024
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

AbuśAbuś

1 0

Mylisz mnie z tą łysą grubą pałą która kładzie bruk w twojej gminie.Ogarnij temat i naucz się czytać! Dokładnie!!!

23:03, 08.01.2024

0%