Do dziesięciu osób liczy grupa ludzi, którzy najbardziej angażują się w przygotowania do Marszu dla Życia i Rodziny organizowanego w najbliższą niedzielę w Łowiczu. Mają oparcie w kilku większych środowiskach – ale pewność, że Marsz wyrazi przekonania milczącej zwykle większości.
„Kobiet typu WHIP przybywa, mężczyźni ich pożądają”. To jeden z głównych „newsów” na jednym z głównych polskich portali sprzed kilku dni. Podobnych są dziesiątki, wplecione między informacje z polityki, gospodarki czy sportu. Taki jest „normalny” świat, jaki serwują media głównego nurtu. Świat, w którym wartością jest używanie, Bogiem – moje ja, drogą życia – samorozwój rozumiany jako jeszcze więcej tego „ja”.
Czy te zainteresowania, ten skrajny indywidualizm rzeczywiście dominuje w społeczeństwie? Ludzie skupieni wokół idei Marszu są przekonani, że jest inaczej, że świat mediów różni się od świata realnego, że większość ludzi głęboko wewnętrznie odczuwa, że to co się im serwuje nie jest ani prawdą ani drogą – tylko czasem nie chcą się wychylać, wolą swoje przekonania zachować tylko dla siebie.
A Marsz jest po to, by zobaczyć, że z tradycyjnym, głęboko ludzkim, spojrzeniem na człowieka nie jesteś sam, że jest nas więcej, mówiąc wprost: że jest nas większość. Że człowiek pragnie normalności – której ostoją jest rodzina.
W organizację Marszu angażują się rodzice z kręgu szkół pijarskich w Łowiczu, przedszkola diecezjalnego, różnych wspólnot chrześcijańskich. Spotykają się od pół roku, ostatnio bardzo często, organizacja takiej imprezy pochłania masę czasu, a oni przecież w większości normalnie pracują. Załatwiają zgody, patronaty, obsługę techniczną. – Proszę napisać, że burmistrz jest otwarty – zaznacza jeden z animatorów marszu Robert Lemański, ojciec dwóch dziewcząt uczących się w szkołach pijarskich, z zawodu konsultant IT w korporacji EY. – Udostępnia muszlę, sprzęt nagłaśniający, człowieka do obsługi. Cieszymy się z tego, bo w wielu miastach wcale tak nie jest.
Niedoceniana, wyśmiewana
Zapytany dlaczego warto taki marsz organizować, Lemański odpowiada, że właśnie dlatego, iż doświadczamy ogromnego ataku kulturowego na rodzinę, przejawiającego się w jej niedocenianiu, a często wprost wyśmiewaniu. – My tak to odczytujemy, że zeświecczenie społeczeństwa nie jest początkiem rozbijania rodzin, tylko rozbijanie rodzin jest przyczyną tego złego, co się dzieje – mówi Robert Lemański. – Bo rodzina jest miejscem, które służy temu, żeby przekazywać ważne wartości, takie jak pracowitość, solidność, zobowiązanie, wierność. Uczymy się w rodzinie stawiania granic, musimy współpracować, musimy ze sobą współżyć, musimy nad sobą pracować. Takie umiejętności budują siłę społeczeństwa, jego energię, witalność – a gdy brakuje rodziny, to nie ma komu ich przekazywać.
Lemański uważa, że jeśli dotychczasowe trendy się utrzymają, to za 30-60 lat nasze społeczeństwo będzie dużo słabsze. Jeśli rodzina jest rozbita lub patchworkowa, a to coraz częściej się zdarza, to dużo trudniej jest przekazać wartości.
Rozwój? – Ale do czego?
Są takie systemy wartości, które pomagają człowiekowi pracować nad sobą, rozwijać się. A są takie ideologie, które człowieka degradują. – I my myślimy o tym, żeby walczyć o młodych ludzi – punktuje Lemański. – Bo dzisiaj idea pracy nad sobą, pewnej ascezy, walki o siebie, o swój rozwój jest czymś kompletnie niemodnym.
Gdy zauważamy, że wydaje się przeciwnie, bo wielu młodych deklaruje właśnie to, że chcą się rozwijać, Robert Lemański precyzuje: – W jednym obszarze możemy być rozwinięci na 400%, a w innym w ogóle. Świat nas pcha do tego, żeby się rozwijać, rozwijać, rozwijać. Tylko czemu ten rozwój ma służyć, do czego nas prowadzi? Do jakiejś pychy, do świadomości, że jesteśmy wspaniali. A powinien do tego, by służyć i pomagać innemu człowiekowi, by być bardziej zintegrowanym, zdolnym do miłości. Chcemy ludziom o tym przypominać, bo pewnych rzeczy się dzisiaj nie usłyszy.
Robert Lemański zauważa, że w świecie, w którym jest ogromnie dużo pokus, coraz częściej nie potrafimy odmówić sobie niczego, nawet tego, co nam ewidentnie nie służy. Od urodzenia rozwijamy się, ale zaniknęła niemal z przestrzeni publicznej świadomość, że istnieje coś takiego jak praca nad sobą – a to przekazuje rodzina.
Umocnić się nawzajem
Czy Marsz może być skuteczną formą przekazu tego, o czym mówimy? – To jest demonstracja jedności – uważa Lemański. – Żeby ludzie z różnych środowisk zobaczyli, że wcale nie jesteśmy w mniejszości. Jak się popatrzy na to, co się publikuje w mediach liberalnych, to tam przewaga innego myślenia jest ogromna. Więc marsz jest sposobem na to, żebyśmy się pokazali, umocnili się nawzajem, przekazali innym ludziom, że trzeba doceniać wartość rodziny.
Dwoje w jednej łodzi
Podczas Marszu sporo będzie elementów nawiązujących do roli małżeństwa. – Będziemy mówić o tym, dlaczego my dzisiaj straciliśmy instynkt samozachowawczy. Dlaczego bardzo często kłócimy się w rodzinach. Bo małżeństwo przypomina grę w tenisa w debla: jesteśmy jednym zespołem,i wymaga to współpracy. Mąż i żona są jak w jednej łodzi, jeśli jedno zatonie, zatonie też i drugie. Każdy kto przeżył rozwód to wie, że to jest tragedia dla całej rodziny. Jest tam kompletne rozbicie emocjonalne. A dla dziecka każdy rozwód jest trzęsieniem ziemi – mówi pan Robert.
Bo małżeństwo i rodzina to jest praca. Jak się problemów nie rozwiązuje, to one się one nawarstwiają, a rozwód nie jest rozwiązaniem, bo nieważne czy jest to ta osoba czy inna. Brak jest w wielu małżeństwach świadomości, że ten związek trzeba budować, naprawiać, wspierać. Zazwyczaj się wydaje, że małżeństwo ma samo działać, a tak nie jest.
– To się samo nie ma prawa kręcić – jest przekonany Robert Lemański mówiąc o małżeństwie. – Bez sensu walczymy ze sobą, nie rozmawiamy kiedy powinniśmy rozmawiać, a odzywamy się kiedy jesteśmy wkurzeni bądź chcemy wyładować frustrację. Wiele jest aspektów życia we dwoje, które kompletnie zaniedbujemy, zachowujemy się tak jakby nam na małżeństwie kompletnie nie zależało.
A rozwód, który wydaje się rozwiązaniem, wcale nim nie jest. Lemański przywołuje tu aforyzm Andrzeja Poniedzielskiego: – Można żonę zmienić, ale to nic nie zmieni…
– Jeśli wejdzie się w inne małżeństwo, to już nigdy nie jest to, co było, zawsze jest gdzieś tam, może czasem tłumione, poczucie porażki. Jedną ze spraw, których ludzie pod koniec życia najbardziej żałują jest to, że doprowadzili do rozbicia rodziny, że zaniedbali dzieci, kontakty z żoną… Bo rodzina to jest źródło naszego szczęścia, czy tego chcemy czy nie.
Trudności jako wyzwanie i dar
Wszyscy mamy trudności w małżeństwach, tylko zapominamy, że jest to dla nas też dar. I to trudności mają nas prowadzić do naszego rozwoju. Po paru trudnych doświadczeniach w małżeństwie, jak się je przejdzie, to ta miłość jest już znacznie głębsza, dojrzalsza. Małżeństwo i rodzina są dla nas szkołą, szansą rozwoju. Jak byliśmy młodzi, to człowiek się modlił: Panie Boże daj mi żonę. A potem każdy miał taką chwilę, że się zastanawiał dlaczego to jest takie trudne. A właśnie dlatego takie trudne, żebyśmy się stawali kimś więcej niż jesteśmy. Przez to powołanie małżeńskie rozwijamy się, uczymy się nowych rzeczy, odkrywamy w sobie coś nowego, czego byśmy nie przypuszczali, że jest. O ile się to przeżywa z Panem Bogiem, a nie w nienawiści.
Problem w tym, że wielu ludzi młodych właśnie dlatego nie chce obecnie zawierać ślubu, że uważają, iż jest to za trudne, iż nie wytrwają. Że tak wiele małżeństw i tak się rozpada. Pytamy więc Lemańskiego jak odpowiadać na ten brak zaufania, na te obawy, jak przekonywać, że jednak można sobie radzić i, co więcej, warto brać na siebie zobowiązania?
– To jest błędne koło, to taktyka Złego – odpowiada Robert Lemański. – Najpierw podpuszcza człowieka, żeby zrobił coś złego, a potem pokazuje: zobacz, wszyscy robią źle, ty też robisz źle, jesteś do kitu... Ale jeśli bierze się pod uwagę, że Ktoś inny jest Panem twojego losu, to nawet jeśli przyjdą trudności, to On cię nie opuści. To budzi zaufanie.
Pozamykać furtki
Przy czym praca nad sobą o której wspominaliśmy wyżej jest też pracą nad rozwijaniem zaufania do innych. – I jeżeli ja jestem na początku drogi i się boję, że cokolwiek się wydarzy i dlatego nie chcę się angażować – to jest zostawianie sobie furtki. A żeby wejść na jakąś drogę, to trzeba sobie wszystkie furtki pozamykać. Jak sobie zostawisz jedną furtkę to wcześniej czy później z niej skorzystasz. Teraz młodzi nie chcą się angażować, bo wiedzą że w każdej chwili mogą zrezygnować i wyjść. Dlatego też chcą zaczynać od zupełnie innych rzeczy, stąd się bierze nacisk na pornografię, na kulturę nagości. Ludzie zanim się poznają to już chcą iść do łóżka, ale to jest tak poukładane, że chcą móc w każdej chwili zrezygnować. Nie chcą poświęcać swojego życia, angażować swojego słowa.
– A przecież to działa w dwie strony, bo nigdzie nie jest napisane czy ty zachorujesz, czy twoja żona. Obecnie mam żonę w trudnym stanie, i też długi czas się w tym nie odnajdywałem: jak sobie poradzić, jak to poukładać… Człowiek miał inne plany i marzenia, a okazuje się, że teraz będę grał rolę opiekuna osoby niepełnosprawnej. Dla mężczyzny, który jest trochę ambitniejszy to jest to niesamowicie trudne, bo stajesz się sługą najbardziej pokornych, najbiedniejszych. Już nie ma twoich planów, twoich marzeń, wytyczania kierunków dla całej rodziny, tylko jest tak, że musisz się oddać, zmieniasz się w innego człowieka. To przeżyć, dla kogoś ambitnego, to jest duże wyzwanie. Czasami jest tak trudno, że się ryczeć chce. Ale ja widzę, że to sprawia, że człowiek staje się pokorniejszy, lepszy.
Marsz dla Życia i Rodziny zainaugurowany zostanie Mszą św. w kościele pijarskim w Łowiczu w niedzielę 9 czerwca o godzinie 12.30. Oprawę muzyczną zapewni schola Natchnieni z parafii Św. Ducha. Po Mszy, ok. godz. 13.30 marsz ulicami Łowicza do muszli koncertowej na Błoniach, a tam od godz. ok. 14.20 piknik rodzinny – występy dzieci z przedszkoli i szkół łowickich. Gościnnie wystąpi rapujący ksiądz Jakub Bartczak. Na miejscu liczne atrakcje dla dzieci.
Nowy Łowiczanin i portal Lowiczanin.info są jednymi z patronów medialnych Marszu. Tematy marszu są co roku inne, ale zawsze krążą wokół rodziny i jedności małżeństwa. W tym roku jest temat Zjednoczeni – w kontekście życia rodzinnego i Ojczyzny.
1 2
Z siusiorem 🤭.
1 1
Dzięki.