Zamknij
fot. zastępcze / freepik.com

Po wyborach. Gdy dyrektorka jest przewodniczącą - impresje członka komisji

Wojciech Waligórski 07:00, 16.06.2024 Aktualizacja: 00:17, 17.06.2024

Po wyborach. Gdy dyrektorka jest przewodniczącą - impresje członka komisji

Długo nie mógł się otrząsnąć po wrażeniach z pracy w komisji wyborczej do wyborów europejskich pan Marek Łopusiński. Choć jest już emerytem, został potraktowany jak uczniak – uważa.

Działo się wszystko w minioną niedzielę 9 czerwca. Łopusiński zgłosił się do pracy w komisji wyborczej w gminie Nieborów, gdzie często bywa, gdyż tam pomaga w pracy synowi. Zaproponowano mu pracę w komisji obwodowej w Bełchowie, propozycję przyjął. Uczestniczył już wielokrotnie w pracach różnych komisji wyborczych, jednak doznania z tej ostatniej okazały się szczególne.

Po pierwsze zwykle komisja wyłania swego przewodniczącego w ten sposób, że najstarszy wiekiem jej członek przeprowadza głosowanie na przewodniczącego. Tutaj okazało się inaczej. W skład komisji obwodowej, mieszczącej się w szkole w Bełchowie, wchodziła dyrektorka tejże szkoły Teresa Wojenka. I, jak relacjonuje Łopusiński oświadczyła po prostu, że będzie przewodniczącą. Nikt się nie sprzeciwił.

Teresa Wojenka pamięta to inaczej: – Na funkcję przewodniczącego obwodowej komisji wyborczej zgłosiła mnie jedna z członkiń tej komisji, a wszyscy jednogłośnie poparli jej propozycję – twierdzi. Łopusiński nie pamięta, by ktoś go pytał o zdanie.

Pan Marek opowiada, że podczas pracy komisji przewodnicząca, jednocześnie dyrektorka szkoły, odnosiła się do jej członków jak do uczniów właśnie, strofując na przykład Marka Łopusińskiego za to, że podczas dyżuru czytał książkę. – Nigdy wszyscy członkowie jednocześnie nie siedzą przy stole z kartami do głosowania i gdy jestem z boku, mogę przecież czytać – opowiada pan Marek zdumiony uwagami.

Jego irytacja wzmogła się, gdy obserwował ślamazarne tempo pracy komisji. Teres Wojenka tak prowadziła tę pracę, że mimo, iż w tej komisji oddano zaledwie około 280 głosów, a członków komisji było dziewięcioro, przeliczanie kart zakończono dopiero po godzinie 23. Łopusiński nie może do dziś pozbyć się wrażenia, że można było policzyć je dużo szybciej, jak to miało miejsce w innych komisjach obwodowych. Wierzyć mu się nie chce, iżby powodem mogło być celowe przeciąganie pracy tak, by zahaczyła o kolejną dobę – bo wtedy członkom komisji przysługiwał drugi dzień wolny w pracy…

Teresa Wojenka tłumaczy, że tempo było dyktowane przez zasady liczenia głosów: każdy członek komisji powinien obejrzeć każdą kartę do głosowania wyciągniętą z urny, nie można kart dzielić między kilku członków komisji. Dlatego liczenie i pakowanie głosów odbywa się całą komisją, Wojenka podkreśla, że te zasady pracy przypominano na szkoleniach przed wyborami.

Potem – opowiada Łopusiński – dyrektor Wojenka z zastępczynią przewodniczącej, także nauczycielką tej szkoły, pojechały zawieźć protokoły wraz z kartami do głosowania do gminnej komisji wyborczej w Nieborowie. Pozostałym członkom komisji kazała czekać w lokalu wyborczym gdyż – jak powiedziała – być może będzie konieczność ponownego przeliczania jeśli gminna komisja coś zakwestionuje. Więc pozostały skład komisji czekał. I czekał. I czekał… Dopiero około godziny 2 w nocy woźna szkolna poinformowała komisję, że można wracać do domów.

Teresa Wojenka także i w tym przypadku nie zgadza się z zarzutami. Twierdzi, że nie przywiązywała wagi do tego, o której godzinie poinformowała osobę, która miała otworzyć i zamknąć lokal wyborczy, że można już to zrobić. Jej zdaniem nie było to tak późno, na pewno nie była to 2. w nocy, natomiast procedury w Nieborowie trwały, nie można było ich przyspieszyć.

Ale Marek Łopusiński wie, że zwykle można inaczej, po prostu grzeczniej: powiadomić członków komisji, że praca zakończona, podziękować im (tego zabrakło) i powiedzieć, że jeśli będzie potrzeba, zostaną wezwani telefonicznie.

Sposób potraktowania członków komisji przez przewodniczącą Wojenkę uważa za irytujący, przypomina mu on czasy zamierzchłego PRL-u, które pamięta. Skojarzenie jest tym mocniejsze, że w sali, w której liczono głosy, na ściennej gazetce, pomiędzy kilkoma innymi okładkami książek, umieszczona była okładka powieści „Jak hartowała się stal” – klasyki sowieckiego socrealizmu w najmocniejszym wydaniu z lat 30.

Teresa Wojenka wskazuje, że gazetka była poświęcona obwolutom książek: jakimi były kiedyś, jakimi są obecnie.

Wojciech Waligórski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%