Do dramatycznej sceny doszło 2 maja około godziny 16.35 w miejscowości Cesarka w gminie Stryków. Dwie osoby zostały porażone prądem. Konieczna była interwencja Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
49-letnia kobieta udała się na spacer ze swoim psem w pobliżu znajdującego się w Cesarce hotelu Kasor. Mijając pobliski staw zwierzę wskoczyło do wody. Kobieta weszła do wody, myśląc, że zwierzę się topi. W tym właśnie momencie doszło do porażenia prądem. Akwen, do którego wskoczyło zwierzę okolony był pastuchem elektrycznym. 49 -latka, która ucierpiała na skutek zdarzenia, pochodzi z Łodzi i jest lekarzem weterynarii.
Jako pierwsi pomogli świadkowie
Jako pierwsi działania ratownicze podjęli świadkowie zdarzenia. Odłączyli oni zasilanie w rejonie wody. Jeden z mężczyzn wyciągnął kobietę na brzeg, samemu doznając przy tym niewielkich obrażeń. Udzielona została mu pomoc medyczna, jednak poszkodowany świadek zdarzenia odmówił hospitalizacji. Natomiast kobieta został przetransportowana śmigłowcem LPR do szpitala im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Jak podali do wiadomości świadkowie, kobietę reanimowano przez kilkadziesiąt minut do momentu przyjazdu karetki. U poszkodowanej 49-latki doszło do zatrzymania krążenia. Jej psa nie udało się uratować.
Jak podaje do wiadomości Justyna Sochacka, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, porażona prądem 49-latka została została przetransportowana do szpitala w stanie ciężkim. Kobieta żyje, jednak doznała poważnych poparzeń trzeciego stopnia. Wybudziła się w miniony poniedziałek. Ma problemy z pamięcią.
Prokuratura wyjaśnia sprawę
Na miejscu działania podjęła również policja oraz trzy zastępy straży pożarnej ze Strykowa i Warszewic, a także pogotowie energetyczne. Policja jest w trakcie ustalania szczegółowych okoliczności zdarzenia, w których kobieta została porażona prądem. Zgodnie z informacjami, które w rozmowie z nami przekazał rzecznik KPP w Zgierzu Robert Borowski, postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Zgierzu.
Według rzecznika Prokuratury Okręgowej w Łodzi Pawła Jasiaka, ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że obrażenia, których doznała kobieta wskazują, że napięcie prądu, który przepływał przez elektrycznego pastucha było prawie 10-krotnie wyższe niż zwykle w tego rodzaju urządzeniach. Na miejscu wypadku był biegły z zakresu elektryki, który wskazał, że napięcie prądu w elektrycznym pastuchu mogło wynosić nawet 220V, podczas gdy zwykle stosowane jest napięcie o maksymalnej mocy 24V. Dla porównania: prąd z którego korzystamy na co dzień, czyli znajdujący się w gniazdku, posiada napięcie 230V.
Napięcie prądu, który przepływał przez elektrycznego pastucha było prawie 10-krotnie wyższe niż zwykle w tego rodzaju urządzeniach
Śledczy ustalili również, że pastuch zawieszony był nisko nad ziemią: nieco ponad 20 centymetrów. Najprawdopodobniej pies, z którym poszkodowana kobieta była na spacerze, zaplątał się w nisko zawieszonego pastucha, zerwał go i wpadł do wody.
Prokuratura ustala kto zarządza terenem, na którym doszło do zdarzenia oraz kto podjął decyzję o postawieniu w tym miejscu elektrycznego pastucha. Na chwilę obecną prokuratura nie postawiła nikomu zarzutów. Dodajmy, że mogłyby one dotyczyć narażenia na niebezpieczeństwo i ciężki uszczerbek na zdrowiu, za co grozi kara do 15 lat pozbawienia wolności.
Jak wynika z nieoficjalnych ustaleń właściciel hotelu wynajmował teren jednego z akwenów znajdujących się w pobliżu obiektu, jednemu z pracowników, który miał tam hodować ryby. Prosiliśmy rzecznika łódzkiej prokuratury o odniesienie się do tej informacji.
- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że zbiornik znajdował się na terenie należącym do hotelu, jednak był dzierżawiony innemu podmiotowi. Umieszczenie przy nim pastucha elektrycznego miało związek z zarybieniem stawu. Badamy czy za rozciągnięcie pastucha odpowiada właściciel czy osoba najmująca. Dopóki nie ustalimy, kto za to odpowiada, nie możemy wypowiadać się w tej kwestii w sposób jednoznaczny.
- słyszymy od rzecznika.
Hotel wyda oświadczenie?
Skontaktowaliśmy się również z hotelem Kasor, w pobliżu którego doszło do dramatycznego zdarzenia. Jedna z pracownic hotelu w odpowiedzi na nasze pytania, dotyczące okoliczności zdarzenia, powiedziała, że do czasu gdy prokuratura prowadzi dochodzenie w tej sprawie, hotel nie udziela żadnych informacji.
Pracownica hotelu dodała także, że hotel wyda w tej sprawie oświadczenie. Na pytanie naszej redakcji kiedy i gdzie zostanie ono opublikowane, kobieta odpowiedziała, że nie posiada na ten temat informacji.
Chcąc wyjaśnić kwestię zamieszczenia przez hotel oświadczenia w sprawie wypadku nawiązaliśmy kontakt z jego właścicielem Hubertem Rosakiem. Rozmawialiśmy z nim dwukrotnie. Podczas pierwszej rozmowy zaprzeczył, by był właścicielem hotelu. Stoi to jednak w sprzeczności z informacją podaną na stronie hotelu Kasor, a dokładniej w zakładce dotyczącej polityki prywatności. Zgodnie z jej treścią administratorem danych osobowych jest firma Rolfoods Hubert Rosak z siedzibą w Ziewaniach, której filią jest hotel w Cesarce. Skontaktowaliśmy się ponownie z Hubertem Rosakiem, przytaczając informację znalezioną na stronie hotelu. Hubert Rosak ponownie zaprzeczył, by był właścicielem obiektu, twierdząc przy tym, że podane tam informacje są nieaktualne.
Zgodnie ze stanem na dzień zamknięcia numeru, czyli 7 maja, pięć dni po nieszczęśliwym zdarzeniu, oświadczenie, o którego zamieszczeniu poinformowano nas w poniedziałek, nie zostało zamieszczone ani na stronie internetowej hotelu, ani też w mediach społecznościowych.
Zdarzenie oczami mieszkańców
Udaliśmy się na miejsce zdarzenia i rozmawialiśmy z mieszkańcami Cesarki oraz sąsiednich Warszewic. Podkreślali oni w rozmowie z Wieściami, że tereny wokół hotelu to głównie lasy, które należą do Nadleśnictwa Brzeziny i że w okolicy znajduje się dużo dzikich zwierząt, a w ich ocenie postawiony w pobliżu jednego z akwenów pastuch miał stanowić zabezpieczenie właśnie przed zwierzętami.
Warto nadmienić, że w pobliżu hotelu Kasor znajdują się dwa akweny: większy o powierzchni kilku hektarów oraz mniejszy, którego średnicę jeden z mieszkańców oszacował na blisko 20 metrów. To właśnie przy tym drugim akwenie miał być zamontowany pastuch. Jak się dowiadujemy oba akweny są zarybione, a pastuch miał odstraszać żyjące w okolicznych lasach zwierzęta, by te nie polowały na znajdujące się w stawie ryby.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz