Zamknij

Blich: szkoła, która uczy jak żyć

Dawid Domański Dawid Domański 10:00, 15.06.2025

Blich: szkoła, która uczy jak żyć

Podczas swojej 100-letniej historii szkoła na Blichu była drugim domem dla całej rzeszy absolwentów, którzy wspominają czas spędzony w jej murach z sentymentem i wdzięcznością. Opowiadali nam o niej na balu towarzyszącym obchodom 100-lecia placówki, w sobotę 31 maja wieczorem.

Jak przekonują, ta szkoła dała im szansę zarówno na zdobycie wiedzy i wykształcenia, ale przede wszystkim pozwoliła na pewny start w dorosłym życiu.

- Ze szkołą wiążą się przyjemne wspomnienia. To były cudowne lata - wspomina absolwent szkoły na Blichu Rafał Liberadzki. - Znajomości, które wówczas zawarłem utrzymują się do dnia dzisiejszego. Z całą pewnością jestem wdzięczny szkole za otrzymane wykształcenie. Wszystko, co najlepsze w moim życiu przypadło na okres, w którym chodziłem do tej szkoły: na lata młodości.

Rafał Liberadzki dodaje, że czas w którym był uczniem szkoły blichowskiej stanowi połączenie zarówno humoru jak i wychowania. Przez cztery lata był on także tancerzem w Zespołu Pieśni i Tańca "Blichowiacy".

Szansa na zdobycie praktyki

Dla redakcji Nowego Łowiczanina wypowiadają się także Robert Chmurski, który jest absolwentem z roku 1969 oraz Stanisław Jagura, który egzamin dojrzałości zdawał rok później. - Ta szkoła uczyła nas życia - ocenia pan Robert. - W tamtych czasach było to coś fantastycznego. To dzięki niej wyrwaliśmy się z wiosek i przygotowała nas do dalszych działań w dorosłym życiu. 

-  Kończyłem szkołę na kierunku zootechnika - dodaje pan Stanisław. - Potem pracowaliśmy w Państwowych Gospodarstwach Rolnych: kolega w zielonogórskim, a zaś dawnym województwie jeleniogórskim, obecnie dolnośląskim. Przeszedłem ścieżkę od młodszego specjalisty do dyrektora dużego PGR. 

- Jestem wdzięczny szkole za wiedzę jak i praktykę - zaznacza Robert Chmurski - Gdy chodziłem na Blich na pięć lat nauki przypadał rok praktyk. Były praktyki wiosenne, jesienne, żniwa w lipcu, półroczne praktyki w PGR-ach. W ramach nauki zajęcia praktyczne odbywały się regularnie raz w tygodniu. Były to zajęcia z uprawy, mechanizacji rolnictwa, hodowli. W trakcie nauki chodziliśmy też na dyżury do chlewni. Ta nauka była bardzo wszechstronna i ściśle powiązana z zajęciami teoretycznymi.

Stanisław Jagóra z lat szkolnych szczególnie zapamiętał postać jednego z nauczycieli, który prowadził zajęcia z hodowli, Wincentego Rosiaka. Jak zauważa był on bardzo wymagający.

- Byliśmy pierwszym rocznikiem Technikum Hodowlanego - dodaje Robert Chmurski. - Na początku było nas w klasie 52, a technikum ukończyło 17 osób. Z tego maturę zdało 14 osób.

Wielka zmiana na przestrzeni lat

- Szkoła na przestrzeni lat zmieniła się diametralnie - ocenia jej absolwent z 1969 roku. - Szkoła dawniej była bardziej rodzinna, a nie komercyjna. Nie oceniam czy jest to zmiana na lepsze czy na gorsze.

 Szkoła dawniej była bardziej rodzinna, a nie komercyjna. Nie jest już tą samą szkołą jaką była za moich czasów.   

- W szkole obecnie jest kilkanaście profili, a my mieliśmy dwie specjalizacje: rolnictwo i hodowlę - kontynuuje. - Za moich czasów do szkoły chodziło około 200 osób. Teraz uczniów jest znacznie więcej. Świat zmienia się bardzo dynamicznie i widzę to po swoich dzieciach o wnukach. Czasem nie mam możliwości porozumienia się z nimi przez wzgląd na rozwój technologii. Powiem jedno: ta szkoła nie jest już tą samą szkołą jaką była za moich czasów.

- Zmiana jaką przeszła szkoła to zwrot w kierunku nowoczesności - przyznaje Agnieszka Kotarska, absolwentka z roku 1978. - My nie mieliśmy do czynienia z komputerami i profesjonalnie wyposażonymi pracowniami. Owszem, mieliśmy pracownie chemiczną, botaniczną oraz anatomii i fizjologii, ale to była inna rzeczywistość niż teraz. Nie mieliśmy telefonów komórkowych, ale wszystko mieliśmy w pamięci.  

Historia kołem się toczy       

- To były moje najpiękniejsze lata - przyznaje Agnieszka Kotarska.. - Przyniosły mi one w prezencie świetne znajomości i przyjaźnie. Miło wspominam też życie w internacie, w którym tworzyliśmy jedną wspólnotę. Panowała tam prawdziwie rodzinna atmosfera.

Agnieszka Kotarka wspomina także, że 50 lat temu jej rocznik "obsługiwał" zjazd absolwentów i postawienie pomnika Tadeusza Kościuszki, patrona szkoły. - Historia zatoczyła koło, zwłaszcza w momencie, gdy już jako absolwenci robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia pod pomnikiem.

- Szkoła przygotowała nas do życia zawodowego - dodaje. - Jestem wdzięczna za zdobytą w tej szkole wiedzę. Kończyłam kierunek hodowla zwierząt. Po ukończeniu szkoły podjęłam pracę w wyuczonym zawodzie. Byłam zootechnikem. Choć z czasem zmieniłam branżę to wiedza pozostała. Tak samo jak miłość do zwierząt i przyrody. Bez tego nie ma dla mnie życia.

Klasa jak jedna rodzina

Klasa do której chodziła pani Agnieszka liczyła na początku nauki 46 osób. Wśród nich była również jej koleżanka Teresa Stolarczyk: - Najbardziej w pamięci utkwiło mi to, że nasza klasa od samego początku była bardzo zgrana. Na te 46 osób połowę stanowiły dziewczyny, połowę chłopaki. W momencie, gdy zbliżał się dzień naszej studniówki, nasza wychowawczyni Maria Stobiecka powiedziała, że absolutnie nie ma mowy, by zapraszać na nią osoby towarzyszące. Kazała nam się się podobierać w pary i wspólnie w naszym gronie zatańczyliśmy poloneza i bawiliśmy się.

- Początkowo nie wiedziałam, co czeka mnie w tym technikum. Do tej szkoły chodził również mój o rok starszy brat. Wiele mi o niej opowiadał i zawsze były to opowieści o sytuacjach, które były sympatyczne. Dotyczyły one zarówno życia szkolnego jak i tego w internacie. To mnie przekonało. Potem nie wyobrażałam sobie, że mogę wybrać inną szkołę. Wiedziałam, że pójdę w ślad za bratem.

Teresa Stolarczyk nadmienia również, że uczniowie z jej klasy pochodzili z rozległego obszaru. Jej koleżanką ze szkolnej ławy była Mirosława Kupis-Urbaniak, z którą również dzieliła pokój w internacie. - Minęło już prawie 50 lat od matury, a nasz kontakt jest ciągle żywy - przyznaje. - Jesteśmy przyjaciółkami i potrafimy znaleźć dla siebie czas, nawet w obliczu życiowych problemów. Bardzo często tematem naszych rozmów są lata spędzone w szkole.

- Pięknym doświadczeniem były dla mnie również występy w zespole "Blichowiacy" - dodaje Teresa Stolarczyk. - Trwało to cztery lata. Do tej pory uwielbiam muzykę ludową. To technikum dało mi również podstawy do wykonywania mojej pracy zawodowej. Do emerytury pracowałam w hodowlach bydła rad mlecznych.

Wysoki poziom nauczania

- Uczęszczaliśmy do Technikum Hodowli Zwierząt - mówi nam Tadeusz Kwiecień, roku 1977. - Blich po pierwsze przygotował mnie do życia, a po drugie wymogi jakie w tej szkole stawiali nam nauczyciele były bardzo wysokie. Gdy poszedłem na SGGW do Warszawy, nie miałem żadnych problemów z przedmiotami zawodowymi, z których byliśmy przygotowani do perfekcji.

- Początkowo wydawało nam się, że nauczyciele wymagają od nas za dużo. Nie zapomnę egzaminu na drugim roku studiów z uprawy ogólnej. Pani profesor zadawała mi kolejne pytania, aż w końcu zapytała: "Pan wszystko umie. Do którego liceum pan chodził?". Odparłem: "Nie chodziłem do liceum, tylko do technikum na Blichu". Profesor odpowiedziała: "Dlaczego nie mówił pan o tym nie mówił wcześniej? Wtedy w ogóle bym pana nie pytała".

  - Z czasów szkolnych pamiętam szczególnie wymagającego nauczyciela anatomii - dodaje absolwent szkoły na Blichu. - Dyktował tak szybko, że od pisania bolała ręka, a na jego zajęciach trzeba było umieć wszystko perfekcyjnie, tak jak podawał w trakcie lekcji. Potem podczas odpytywania przy tablicy rysował na niej szubienicę, taką jak podczas gry w wisielca. Uczeń "przegrywał grę", gdy udzielił bądź nie znał odpowiedzi na trzy z zadawanych przez niego pytań.

- Na tamte czasy Technikum Hodowlane było naprawdę prestiżową szkołą - dodaje Andrzej Janeczek, który Blich kończył w 1978. - Miało ono prawdziwą renomę. Na Blichu uczyli najlepsi nauczyciele. 

- Pochodzę z okolic Łęczycy - opowiada Mirosława Kupis-Urbaniak. - Wybrałam tą szkołę, bo chciałam oddalić się od domu. Choć nigdy nie pracowałam w wyuczonym zawodzie, to jednak po latach spędzonych w tej szkole pozostało mi zamiłowanie do zwierząt. Nasza wychowawczyni, Maria Stobiecka była nauczycielką chemii. Gdy poszłam na studia nie musiałam zdawać egzaminu. Kolokwia zarówno z chemii organicznej jak i nieorganicznej zaliczałam na pięć.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(2)

Cov- bydło Cov- bydło

4 1

Ale nie uczy prawdziwej mądrości większość tych , uczonych, to kowidianie lękliwi bez kompletnego rozumu tylko stado wyuczonych na pamięć regułek pięknie biegali po ostatnią prostą eksperyment medyczny w namordniku pampersie na twarzy :-)

11:17, 15.06.2025
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

NapisałNapisał

1 1

kozak w necie, natomiast (I) w świecie.

13:39, 15.06.2025

Cov bydło Cov bydło

2 1

Do kozak- kowiświrku pisz po polsku nie jesteś w ukrainu:-) ja cie nie rozumieju

13:51, 15.06.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%