O tej sprawie jest w mediach cicho. Nie to, żeby nic nie było wiadomo, ale najwyraźniej praca idzie w myśl ruskiej zasady: ciszej idziesz, dalej zajdziesz. Już tylko kilka dni zostało do końca okresu konsultacji projektu ustawy likwidującej ograniczenie do dwóch ilości kadencji, przez które burmistrz czy wójt może sprawować władzę.
Jak widać na fotografii, ustawa ma być króciutka. Wygląda na jakieś sprawy formalne, mało istotne – a w gruncie rzeczy wprowadza rewolucję w samorządach lokalnych. Zlikwidowałoby bowiem wprowadzone w 2018 roku przez PiS ograniczenie do dwóch ilości kadencji, przez które wybrany w wyborach bezpośrednich wójt czy burmistrz lub prezydent miasta może sprawować władzę.
Przyjęta w 2018 ustawa o dwukadencyjności miała zapobiegać skostnieniu struktur władz lokalnych, chronić przed utrwalaniem chorych układów w gminach i miastach, zapewniać wymianę kadr w samorządach. Jednocześnie wydłużono wtedy długość jednej kadencji do 5 lat. Ten sam wójt czy burmistrz może więc teraz sprawować władzę przez maksymalnie 10 lat (o ile zostanie wybrany na drugą kadencję). To długo – a projektodawcy ustawy chcą przywrócić dawny układ, gdy można było być burmistrzem czy wójtem przez kilkanaście, a nawet więcej lat.
Dodatkowo wnioskodawcy proponują likwidację zakazu kandydowania przez kandydata na wójta/burmistrza/prezydenta jednocześnie do rady powiatu i do sejmiku województwa. W oczywisty sposób zmniejszy to liczbę osób, sprawujących władzę i doprowadzi do kumulacji stanowisk. Czy wójt w radzie powiatu reprezentowałby wtedy swoją gminę, czy - zgodnie z ustawą - wszystkich wyborców powiatu? Tworzyłby się konflikt lojalności.
A prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz argumentuje, że cofnięcie dokonanej przez PiS zmiany ma być „przywróceniem pełnej samorządności wspólnotom lokalnym”.
Projekt zmiany został przedstawiony do konsultacji społecznych. Swoje zdanie wyrażają już bardzo licznie samorządowcy, gdyż jest wielu urzędników, którym trudno się pożegnać z władzą - a od najbliższych samorządowych wyborów ci z wójtów i burmistrzów oraz prezydentów, którzy służą dwie kadencje, nie mają możliwości trzeciej elekcji.
Tak więc samorządowcy - w zasadzie z wszystkich partii, już zgłaszają stanowiska i są za. Jedynie współprzewodniczący partii Razem Adrian Zandberg wypowiedział się, że zniesienie limitu kadencji może utrwalić lokalne układy władzy i pogłębić problemy z przejrzystością i demokracją w samorządach.
W zgodnej ocenie wydawców i redaktorów naczelnych gazet lokalnych, dokonana w 2018 przez PiS zmiana jest dla demokracji lokalnej korzystna i zniesienie dwukadencyjności będzie krokiem wstecz w budowie dobrze funkcjonującej władzy lokalnej.
Andrzej Andrysiak - prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych napisał: "Trzeba zrobić wszystko, by głos samorządowców nie był jedyny. Więcej - żeby byli w mniejszości. Każdy może wypełnić ankietę konsultacyjną - osoby prywatne, stowarzyszenia, fundacje.
Ankietę można znaleźć wchodząc na stronę internetową Sejmu, tam należy wejść w zakładkę Prace Sejmu (listwa górna)/Konsultacje Społeczne (rant z lewej).
LINK DO ANKIET - na liście znajdź "Projekt ustawy o zmianie ustawy-Kodeks wyborczy" (z dnia 4 lipca 2025).
------
Zachęcam do wypowiadania się przeciwko zmianom w ustawie. Projektodawcy uzasadniają go tym, że dany wójt czy burmistrz po dwóch kadencjach jest znakomicie przygotowany do dalszej pracy, ma doświadczenie, zna się na rzeczy, a jeśli ludzie go chcą, to dlaczego nie miałby rządzić dalej?
I to jest prawda. Ale istotniejsze są argumenty przeciw: po 10 latach siła układu wytworzonego wokół włodarza gminy czy miasta jest tak duża, że konkurentom trudno jest wybory wygrać. Mimo tego, że układ trwający dłużej z wolna się degeneruje i wypala, jest mniej otwarty na nowe pomysły, a coraz większą uwagę poświęca na obronę stanowisk.
W każdej demokracji, w której wybory na stanowisko zapewniające dużą władzę są bezpośrednie (a tak jest w Polsce w przypadku burmistrza czy wójta), bezpiecznikiem przed degenerowaniem się władzy jest ograniczenie liczby kadencji. Niech tak zostanie.
Wojciech Waligórski