Przyjechali w to miejsce by odpocząć, skończyło się prawie utratą życia.
- Czuję ogromny zawód, rozgoryczenie i niemoc. Na mojej półce stoją medale od rządu Ukrainy za pomoc, jaką przekazaliśmy w czasie trwającej wojny. Mam pamiątki przesłane od żołnierzy z frontu, pomogliśmy setkom uchodźców z Ukrainy, gdy wybuchła wojna, zatrudniam obywateli Ukrainy, z którymi pracuje mi się bardzo dobrze. A w niedzielę pod Bolimowem mój syn został dotkliwie pobity, wręcz cudem uniknął śmierci. Bili go młodzi Ukraińcy, którym najwyraźniej nie podobało się, że jest Polakiem i przebywa w grupie innych Ukraińców - powiedział nam Grzegorz Szwejer, prezes Global Medical Szwejer w Żyrardowie, fundator Fundacji Nestor, prowadzącej największe hospicjum w województwie mazowieckim.
Do dramatycznych wydarzeń doszło w niedzielę, 27 lipca, późnym popołudniem. Cztery osoby - dwie kobiety i mężczyzna z Ukrainy oraz Polak, Dominik, syn pana Grzegorza - udali się nad zbiornik powyrobiskowy pod Bolimowem na ryby, chcieli tam w miłej atmosferze, przy ognisku, spędzić noc. Wyjaśnijmy, że cała czwórka dobrze się zna od dłuższego czasu: jedna z Ukrainek, Olena, to dziewczyna syna pana Grzegorza; druga znajoma, Julia, to pielęgniarka. Obie są pracownicami wspomnianego hospicjum. Ukrainiec zaś to budowlaniec, dobry znajomy, który chciał powędkować.
Zaraz nas pozabijają
Z opisu, jaki przedstawił nam pan Grzegorz, wynika, że wieczorem odebrał telefon. Dzwoniła Ukrainka, dziewczyna syna, błagając o pomoc. - Krzyczała do telefonu, że „zaraz nas pozabijają”. - Nie wiedziałem o co chodzi, pomyślałem, że może samochód się popsuł, próbowałem ją uspokoić, że to nie szkodzi, i wtedy usłyszałem, że mojego syna biją jacyś Ukraińcy, że chcą go dopaść, bo jest Polakiem. Wsiadłem w samochód i byłem na miejscu 15 minut później, ale sprawców już nie było. Znajomi zadzwonili na policję, ale ta przyjechała dwie godziny później. W tym czasie zakrwawionego syna i jedną z dziewczyn zawiozłem do szpitala w Grodzisku Mazowieckim - powiedział nam pan Grzegorz.
Pan Grzegorz, w oparciu o to, co przekazał mu syn, jak i towarzyszący mu Ukraińcy, powiedział, że po sąsiedzku, przy zbiorniku, biwakowała inna kilkuosobowa grupa Ukraińców, która przyjechała na miejsce samochodami z rejestracjami z Gdańska i Otwocka. Podeszli oni do czteroosobowej grupy znajomych, doszło do zaczepek słownych - powodem było to, że Ukraińcy spędzali czas wspólnie z Polakiem. Miały padać z ich strony pytania: „Co wy robicie z tym Polakiem?”. W końcu doszło do szarpaniny, która przerodziła się w bójkę - celem był syn pana Grzegorza.
Sytuacja rozwinęła się bardzo dynamicznie; w pewnym momencie dwóch Ukraińców chwyciło łopaty, które mieli ze sobą przy ognisku, i zaczęli go nimi okładać. Byli to, jak wynika z relacji napadniętych, młodzi ludzie; starsi stali z boku, jakby pilnując tego, co się dzieje.
Jak mówi pan Grzegorz, syn uciekał. Dopadli go, dostał cios w głowę, stracił przytomność. - Swoim ciałem zasłoniła go Julia z Ukrainy, którą potem też pobili, ciągnęli za nogi po ziemi. Dziewczyna ma przypalone nogi w ognisku, ja mam zdjęcie tych obrażeń. Gdyby nie ona, nie wiem, czy syn by przeżył – mówi. Syn pana Grzegorza odniósł poważne obrażenia głowy, ma złamany nos, kilka szwów.
Swoim ciałem zasłoniła go Julia z Ukrainy, którą potem też pobili. Gdyby nie ona, nie wiem, czy syn by przeżył
Sprawą zajęła się policja z Żyrardowa. P.o. rzecznika tamtejszej KPP, sierż. sztab. Julia Strzygielska, potwierdziła nam przyjęcie zgłoszenia o pobiciu i podjęcie czynności wyjaśniających. Sprawa została jednak przekazana KPP w Skierniewicach – jednostce właściwej dla miejsca zdarzenia. Rzeczniczka mł. asp. Aneta Placek przekazała nam, że trwają intensywne czynności operacyjne związane z ustaleniem sprawców.
Informację o pobiciu, wraz ze zdjęciami poszkodowanych oraz ich samochodów, w tym tablic rejestracyjnych, w mediach społecznościowych zamieściła pani M.S. – prezes fundacji, której fundatorem jest pan Grzegorz, i dyrektor ds. lecznictwa działającego w Warszawie hospicjum. Wiadomość trafiła na Forum Mieszkańców Gminy Bolimów.
- Pobici zostali moi przyjaciele, doszło do sytuacji trudnej do zrozumienia. Pobity jest właścicielem firmy, to młody człowiek, jest ratownikiem WOPR, to człowiek uczynny, otwarty - powiedziała nam. - Ci napastnicy to jacyś bandyci, kto normalny tak się zachowuje? To, co się stało, nie zostało niczym sprowokowane - mówi.
Tam policja musi bywać
Zbiornik po wyrobisku żwiru pod Bolimowem to miejsce chętnie odwiedzane, nie tylko przez mieszkańców gminy Bolimów, ale także osoby z zewnątrz, m.in. z Warszawy. - To miejsce położone na uboczu, ludzie przyjeżdżają tam przede wszystkim na ryby. Latem jest sporo osób - wśród nich widać, że nie są to tylko Polacy, są też Ukraińcy, i to w sporej liczbie. Ludzie rozbijają tam namioty, palą ogniska. W zasadzie na zbiorniku tym nie powinno się przebywać – to podobno cały czas teren kopalni. W tym roku miało tam już miejsce pobicie - oberwał jeden z chłopaków z gminy. Bijący też byli obcokrajowcami, ale tam doszło do jakiegoś zatargu, kłótni. Patrole policji raczej tam nie zaglądają - przynajmniej ja nigdy tam policji nie widziałem. Ale zamierzam to miejsce zgłosić jako niebezpieczne na policyjnej mapie zagrożeń - może wówczas coś się zmieni - powiedział nam Mateusz, jeden z mieszkańców gminy Bolimów.
Zarówno Grzegorz Szwejer, jak i pani M.S., w czasie rozmów z nami zastrzegli, że są rozdarci. Oboje byli zaangażowani w pomoc walczącej Ukrainie i uchodźcom, na co dzień pracują z Ukraińcami. - Nasza fundacja wysłała do Ukrainy dwie karetki, trzy samochody, wspieraliśmy darami także walczących na froncie - mówi nam pani M.S. Oboje zatrudniają i pracują z osobami z Ukrainy, a relacje z nimi określają jako bardzo dobre. Grupę, która zaatakowała syna pana Grzegorza i towarzyszące mu osoby z Ukrainy, określają jako jakichś, prawdopodobnie, bandytów.
Sprawa została zgłoszona służbom ukraińskim, z którymi współpracuje fundacja pana Grzegorza. Mają one podjąć własne działania w celu ustalenia i zatrzymania sprawców.