Zamknij

Czekając na Króla - tajemnice zamku arcybiskupów w Łowiczu

14:00, 25.12.2021 Aktualizacja: 15:02, 27.12.2021
Skomentuj Fot. Karolina Papiernik Fot. Karolina Papiernik

Jesteście z Łowicza i bywaliście na zamku jako dzieci, nastolatkowie lub prawie dorośli? A może chodziliście tam na randki? Macie w głowie nazwisko budowniczego zamku? Znacie historię tego miejsca? A może jeszcze nie, ale was interesuje. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Wojciechem Groneckim, który wraz z żoną Katarzyną jest właścicielem tego magicznego miejsca od 26 lat. Dlaczego magicznego? – tego i wielu innych ciekawych rzeczy dowiecie się z rozmowy.

W ciągu ostatnich dwóch lat na zamku w Łowiczu jako reporterka byłam trzy razy. Za pierwszym razem w lipcu, w ramach urodzin miasta, czyli na tzw. ‚Herbatce na zamku”, organizowanej przez Urząd Miejski. Zauważyłam, że dla wielu osób odwiedzenie zamku to powrót do wspomnień z dzieciństwa i młodości. Łowiczanie darzą to miejsce wielkim sentymentem, mają wiele wspomnień z nim związanych. Również w internecie pojawiły się takie komentarze. Czy uważa Pan, że dla łowiczan to jest wyjątkowe miejsce?

Myślę, że wiele osób nie znalazłoby miejsca bardziej romantycznego, niezwykłego, wyróżniającego się w przestrzeni miasta. To miejsce było inne niż ulice, place, osiedla, domy, ruiny. Związane jest z jakąś historią, może nie uświadamianą szczegółowo. Nieznaną, niezwykłą, z widokiem na dolinę rzeki, zachodami słońca.

Będziemy tutaj przychodzili jak się zakochamy. Będziemy tutaj przychodzili jeżeli lubimy historię. Będziemy tutaj przychodzili, żeby się schować w ruiny i krzaki, kiedy będziemy chcieli schować się przed ludźmi. Wiele osób przychodziło tu z bardzo prozaicznych powodów, a może jest coś więcej, co mnie szczególnie zaciekawiło: jakaś wyjątkowa energia tego miejsca, która daje ludziom radość i satysfakcję, przyjemność czy pozytywne wibracje. Może dlatego tu przychodzili i mile to wspominają.

A Pan przychodził tutaj?

Oczywiście. Mieszkałem blisko, obok Nowego Rynku.

Jaki miał Pan wtedy stosunek do tego miejsca?

Tajemnica, niezwykłe rzeczy, przejścia podziemne. Wielka historia, grube mury.

Czyli ten odbiór zamku w Pana przypadku był od początku bardzo pozytywny?

Jak najbardziej.

W ciągu ostatnich dwóch latach na zamku było więcej inicjatyw skierowanych do mieszkańców Łowicza, które przybliżyły im to miejsce. Ale zamek ma dużo większy potencjał.

Od lat przyjeżdżają na zamek turyści. Ponieważ nie jesteśmy instytucją, która dysponuje grupą etatowych pracowników, którzy są do dyspozycji turystów, to wszystko musi być uporządkowane i zorganizowane. Tak samo jest w ostatnich latach. Zawsze mamy jakiegoś partnera do współpracy, czy jest to związek kynologiczny, klub zabytkowych samochodów, czy starostwo powiatowe, czy burmistrz miasta Łowicza. Zawsze jest jakaś organizacja partnerska i dzięki temu możemy dobrze przygotować i zorganizować wizytę znacznych grup. Turyści z zagranicy czy z kraju przyjeżdżają zwykle z jakimś biurem podróży, czyli jest z nimi pilot. Łatwiej wtedy technicznie wszystko dobrze zorganizować. W czasie pandemii ruch jest nieco mniejszy.

Czyli grupy były wcześniej bardziej z zewnątrz, natomiast w czasie pandemii są raczej miejscowe?

Tak, goście z zagranicy trochę ustąpili miejsca naszym mieszkańcom. Wcześniej 95% turystów to byli turyści zagraniczni.

Co ich przyciągało do Polski i do Łowicza? Trafiali tu przypadkowo czy ich wybór kierunku podróży był świadomym wyborem?

Czas Covidu jest okresem, w którym możemy docenić to, jak wielką pracę wykonują biura turystyczne, które zapraszają gości z całego świata do Polski. Jaki to jest duży trud, żeby wytłumaczyć Amerykanom, Australijczykom czy Chilijczykom, żeby nie jechali do Czech oglądać np. Złota Pragę, tym razem zrezygnowali z Francji, Hiszpanii czy Niemiec, gdzie są zamki w każdej wsi, tylko żeby przejechali do Polski i zobaczyli to, czego gdzie indziej nie ma i poczuli tutaj innego ducha. Jak ktoś w niego wątpi, to trzeba Kochanowskiego poczytać. On wziął się za to poważnie. Pokazał, gdzie jest nowy Rzym – w Rzeczpospolitej.

Ale w tamtych krajach można dużo pokazać. Wy na zamku w Łowiczu musicie więcej opowiedzieć niż możecie pokazać, choć nieco rzeczy już zgromadziliście.

Wszystkie przedmioty, które zgromadziliśmy, są w normalnym użyciu. To nie jest tak, że szukamy niezwykłych obiektów, które będą udawały Monę Lisę. Jeśli np. mamy obraz, to on jest namalowany przez Katarzynę i on ma wtedy treść i jest z tej ziemi, z tego miejsca.

Gdy byłam tu pierwszy raz, zwróciłam uwagę nie na przedmioty, ale na piękną, wypielęgnowaną zieleń, która jest nienachalna. Czyim jest ona pomysłem?

Prof. Andrzej Gruszewski z Politechniki Warszawskiej, wybitny specjalista historii architektury, byłem jego studentem, podobnie jak wiele osób z jego pokolenia uważał, że w przypadku ruin w Polsce ma obowiązywać szkoła angielska: wystrzyżony trawnik, na środku – ruina. My tu spod Łowicza, lokalnie, mamy specjalistów, którzy szukali innych ścieżek. Księżna Helena Radziwiłłowa uważała, że miejscem dla ruin jest półdzika zieleń.

Ona pobudowała ruiny.

Coś więcej. Ona stworzyła sztuczny gaj, w którym są sztuczne ruiny i uznała, że to najlepsza kompozycja, jaką mogła osiągnąć, dysponując środkami i mając dostęp do najlepszych architektów i artystów, którzy wówczas żyli w Polsce i pracowali dla króla. Więc kto ma rację: może Helena Radziwiłłowa.

Mamy też wspaniałą literaturę, która opisuje, jak z ruinami w Polsce było. „Pan Tadeusz”, księga „Zamek”, opisuje jak Hrabia przedziera się przez zarośla, nagle wśród drzew zobaczył blask słońca i ruiny. Także nasza tradycja była taka, że jak coś jest ruiną, porzuconą, co wojna zniszczyła, to było porośnięte krzakami. Mnóstwo jest takich miejsc w Polsce i wszyscy mówią: „Jak romantycznie!” Drzewo wyrasta spomiędzy schodów. Od razu do tego baśnie się w głowie rodzą.

Więc czy lepiej to miejsce mieć „suche”, czy z legendą, atmosferą? Tutaj zieleń jest niezbędna. Mamy ruchliwą drogę krajową, to żadna atrakcja, i linię energetyczną. Zieleń jest ratunkiem. A w 100. rocznicę rodzin św. Jana Pawła II posadziliśmy na zamku święty gaj. To jedyny święty, który zamek odwiedził, bynajmniej nic nam nie wiadomo o tym, aby inny mógł tu być. Jan Paweł II miał tutaj, na zamkowych fortyfikacjach, lądowisko dla swojego helikoptera.

Co posadziliście? I dlaczego mówi Pan, że ten gaj jest święty?

100 drzew na 100. rocznicę urodzin, ku chwale miasta i regionu. Dla świętego – święty gaj. Jedyny, jaki z tej okazji powstał na świecie. Ponieważ św. Jan Paweł II mieszkał w Rzymie, to są to orzechy włoskie. Poświęcił je ks. Marian, misjonarz z Papui Nowej Gwinei – bo tam święte gaje cały czas istnieją, w Europie je wycięto razem z obsługą i nikt się już na tym nie zna. A tam sadzone są gaje.

Wróćmy z gaju do bramy. Gości odwiedzających zamek witacie salwą armatnią. Kiedyś, goszcząc na zamku w Gniewie, spotkałam się z tradycją wystrzału armatniego w południe, na Anioł Pański. Podobno tylko dwa zamki w Europie podtrzymują tamtą tradycję.

Gdy przybywają goście, tak są witani. Najstarszy mit konstytuujący naszą świadomość narodową to ten o Piaście Kołodzieju, założycielu pierwszej historycznej dynastii nad Wisłą i Wartą. Gdy do Popiela przybyli nieznajomi, czyli cudzoziemcy, bramy jego grodu były zamknięte. Popiel ucztuje i wtedy nie potrzebuje nieznanych gości. Znajdują oni dobre przyjęcie w domu biednego Rataja Piasta oracza, który nie ma im co dać do jedzenia, czy napełnić kielichów. Za sprawą cudownych mocy tych gości znajduje się jedzenie, napoje i jest godne przyjęcie nieznanych gości w domu Piasta. Piast zostaje założycielem nowej dynastii, a Popiel kończy źle.

Mit świętej gościnności to najstarszy mit w historii narodu polskiego. A więc salwa armatnia w południe, na cześć Najświętszej Maryi Panny, to jest historia późniejsza (śmiech).

Ale to jest to samo narzędzie.

Tak, takie... zamkowe. W pałacach można strzelać korkami szampana, a na zamku – z armaty.

A jak goście na to reagują? Czy robi to na nich wrażenie?

Jak najbardziej pozytywnie. Ale raz była grupa, panie z Belgii, której okruszek z petardy (bardzo różne są te petardy dostępne na rynku) przepalił kostium. Ona była przerażona, natomiast jej koleżanki się śmiały. – Przyjedziesz z Polski i powiesz, że postrzelono cię z armaty – mówiły.

Najstarsza część zamku jest zadaszona. W taki sposób postanowiliście ochronić te mury przed zniszczeniem. To zamek wysoki?

Zamek wysoki nie został rozebrany do końca, zamek niski został rozebrany do fundamentów, zasypany ziemią i na jego miejscu powstała droga. Dlaczego z zamku wysokiego cokolwiek ocalało? Dlatego że te mury nie dawały tak cennego materiału, było to więcej gruzu i kamieni niż cegły. W 1932 roku Jan Wegner powstrzymał planową dalszą rozbiórkę, prowadzoną przez ówczesnego burmistrza miasta. Od 1923 roku zamek był administracyjnie przyłączony do miasta Łowicza. Po pierwszej wojnie światowej, cierpiąc na brak środków i materiałów budowlanych, magistrat korzystał z ruin jak z kamieniołomu.

Na zamku były i pewnie nadal są prowadzone badania naukowe. One na pewno dostarczyły już pewną wiedzę co do tego, na jakie pytania nadal szukamy odpowiedzi.

Podstawowa kwestia to weryfikacja daty powstania zamku. Powszechnie powtarzana jest wersja, że zamek zbudował arcybiskup Jarosław Bogoria Skotnicki mniej więcej w roku 1350. Powtarzane to jest za Jankiem z Czarnkowa, kronikarzem tamtych czasów. Archeolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego, którzy prowadzili tutaj badania, „dokopali się” do XII wieku, jest to powtórzenie wyników badań z lat 60. ubiegłego wieku. Badacze mieli jeszcze 2,5 m warstw kulturowych do przebadania, poniżej XII wieku. Trudno trzymać się tej koncepcji, że wcześniej nic tutaj nie było.

Wiemy coś o tym, co mogło być wcześniej, czy to hipotezy?

A co tu mogło być? Wiemy, że grodu nigdy nie było, bo duży, wspaniały gród z połowy X wieku był na terenie obecnego Bochenia – zresztą też rozebrany, w latach 20. ubiegłego wieku. I tu wracamy do pierwszego pytania: dlaczego ludziom tak miło tutaj spędzać czas? Bo może to miejsce rzeczywiście ma jakąś specjalną moc. Czysto fizycznie podchodząc do zagadnienia, dolina Bzury z szerokości kilku kilometrów zwęża się tutaj do 200-300 m, w środku tego zwężenia jest górka, na której z czasem wybudowano zamek.

Obszar na zachód od Łowicza, który objęty jest ochroną jako Natura 2000, przed tysiącem lat mógł być jeszcze jeziorem. 200 lat temu, gdy przestępowano do osuszania doliny Bzury, na której były trzęsawiska i bagniska było 7 koryt różnych rzek które płynęły równolegle. Doszło tutaj do trudnej do wyobrażenia skali zmiany krajobrazu. Cała woda, która płynęła w dolinie, uderzała w to zwężenie – właśnie tutaj. Tu musiała powstawać duża energia, ona nadal jest, no nie w tej skali. Woda teraz nie płynie na powierzchni, tylko w gruncie, a poziom wód jest niższy.

No więc co mogło tu być wcześniej?

To najciekawsze ze wszystkich dociekań, które przez lata były tutaj prowadzone w różnych kierunkach, dziedzinach, kompleksowo. Fakt, że dzisiaj Łowiczu jest ośrodek diecezji, czyli miejsce o znaczeniu ponadregionalnym w zakresie kultu, to może być ta najstarsza łowicka tradycja. Bo być może zawsze było tu coś takiego.

Miejsce, gdzie z czasem zbudowano zamek, było idealne– z materiałów archiwalnych, średniowiecznych, wiemy, że było tu źródło wody, na zachód od tego miejsca ogromne bagno i trzęsawisko – a przecież wiemy jak istotnym elementem obrzędowości również w chrześcijaństwie jest woda, jaką ma moc. Oprócz tego mamy legendę, która od lat jest powtarzana, że na zamku jest wejście do tunelu, który prowadzi do obecnej katedry, w średniowieczu tam stał kościół parafialny. To był kościół na placu targowym, dookoła biegały krowy i świnie, więc czy arcybiskupowi byłoby takie przejście do czegokolwiek potrzebne? Po co byłoby budować 2 km tunel podziemny aby wylądować pośrodku placu targowego?

W naszej łowickiej legendzie najbardziej istotne jest jednak to, że ona powtarza to, co znamy z Krakowa: mamy wzniesienie, na którym jest miejsce kultu i tam pod wzniesieniem jest wejście do jamy, czyli światów nieznanych, zaświatów. Jaki smok? Przecież smoka tam nigdy nikt nie widział! W Łowiczu też mamy górkę pośrodku bagniska, na której jest wzniesienie, a przecież i dla Celtów, i dla Słowian, i innych kultów w Europie, takie miejsce zawsze zawsze było idealne, aby z niezwykłymi mocami łączyć się, aby te „gwiezdne wrota” móc otworzyć. Dopiero potem tu przyszli arcybiskupi i też było im tu dobrze.

Uzasadnienie na pobudowanie tutaj ich zamku mamy przeróżne: bo mogli tutaj zarabiać więcej pieniędzy – bo osada była targowa, mogli handlować zbożemi spławiać je Bzurą, a to mieli bliżej do Warszawy, a tam były sejmy, bo to miejsce jest bardziej centralnie położone niż Gniezno. Możemy wymyślać różne teorie, ale może chodziło po prostu o to, że im się tutaj, w Łowiczu, lepiej komunikowało z Panem Bogiem?

A jak Wam się tutaj żyje? W zgodzie z tymi mocami?

Staramy się szanować baśniowy charakter tego miejsca i atmosferę, którą goście tu odczuwają. Nie chcemy walczyć z nią, tylko ją poznawać. Szczególnie istotne dla początków tego miejsca i jego historii – bo to nie tylko zamek, wielki zamek pojawił się wtedy, kiedy Księstwo Mazowieckie cofnęło się i ta część jego terytorium została przyłączona do Królestwa Polskiego – wtedy zaczyna się w Łowiczu wielkie budowanie: kolegiata, szkoła, rozbudowa zamku. Wcześniej to były próby. Bogoria Skotnicki próbował się „wcisnąć” książętom mazowieckim w ich władztwie, ale nie do końca to się udało. Wcześniej książęta mazowieccy mogli tu decydować o wszystkim. To może w historii Łowicza jest rzecz niedostrzegana, jak ważne jest to iż Łowicz był miastem pogranicza. Na zachód od zamku już jest Ziemia Łęczycka – to jest inny książę, inny Piast, z czasem – król. Łowicz był w Księstwie Mazowieckim.

Tam, pod Łęczycą, jest inne miejsce święte – Tum.

Tamto miejsce święte też ma konteksty przedchrześcijańskie. Tam były znalezione przez archeologów obiekty, które wskazują na odbywanie praktyk religijnych przed chrześcijaństwem. Sprawą oczywistą jest, że takie miejsce kultowe, znaczące dla ludności pogańskiej, musiało być „oswojone”, zagospodarowane przez arcybiskupów, kościół rzymsko-katolicki.

Więc trudno wykluczyć, że w Łowiczu, w tym miejscu, było coś podobnego.

Jest wysoce prawdopodobne, że arcybiskupi pojawili się w tym miejscu, że pierwsza kaplica w miejscu późniejszego zamku została wzniesiona po to, aby to miejsce istotne z punktu widzenia religijnego dla lokalnej społeczności „oswoić”, oddać nowemu bogu, zabrać poprzednim. str. 23

dokończenie ze str. 21

 

Bo właśnie ta konfiguracja, w której jest wzniesienie pośród bagien, to nie tylko słowiańska zasada organizowania miejsc kultu, „gwiezdnych wrót”, gdzie możemy odtworzyć się na zaświaty, to jest schemat funkcjonujący powszechnie u Celtów.

A znaczenie Celtów dla przemian kulturowych w ostatnich wiekach poprzedniej ery i pierwszej wiekach nowej, w kontekście nowych odkryć archeologicznych w Polsce, okazuje się być coraz większe. Wiemy już, że osadnictwo celtyckie było nie tylko na południu Polski, ale były też wielkie ich ośrodki na Kujawach, mnóstwo znalezisk w okolicach Kalisza, nad Prosną, jesteśmy już bardzo blisko teraz obszaru.

A dlaczego Celtowie mieliby interesować się doliną Bzury? Ano dlatego, że tu są złoża żelaza – powszechnie znana ruda darniowa. Te złoża ciągną się dalej w kierunku Grodziska, Milanówka, Błonia, Pruszkowa – gdzie jest muzeum starożytnego hutnictwa. My na razie czegoś takiego jeszcze nie mamy, w Łowickiem to jest temat otwarty do badań, opracowań. A jak ważne było żelazo nad Bzurą, powinniśmy sobie uświadomić, bo to było źródło niezwykłych dochodów i arcybiskupi korzystali z tego i może dlatego chcieli Łowicz dostać od książąt piastowskich, bo tutaj było żelazo, a z żelaza robione były narzędzia do pracy i uzbrojenie do walki. Jeszcze w XIV wieku wieś Bocheń – są na to dowody – płaciła podatki arcybiskupom w lemieszach i siekierach, bo umieli wytapiać żelazo i je wykuwać.

Kiedy powstały tutaj najstarsze kuźnie?

Mamy badania i wiemy. Proszę bardzo: w Różycach pod koniec minionej ery, czyli 2000 lat temu, mieliśmy tu hutnictwo! Wólka Łasiecka (starsze) – ale tych miejsc było więcej. To był obszar znaczącej produkcji żelaza prawie 2500 lat temu. Wiec jeśli to miejsce było odpowiednie dla celów religijnych, to ja stawiam hipotezę, mieszkańcom miasta na Gwiazdkę, że nasza historia zaczyna się od kontaktów z Celtami – że to oni, dysponując technologią, wypychani przez Rzymian z Galii, w I wieku minionej ery, wielu z nich – tak jak teraz twierdzą badacze – uciekło na nasze ziemie i tutaj, w kontakcie z miejscową ludnością, przechowywało swą kulturę, obdarowując miejscową ludność swoimi technologiami i wspólnie z nimi pracując. Ta wspólna praca mogła się odbywać też tutaj.

Czyli konia z rzędem temu, kto dowiedzie, że tak było. Albo – że tak nie było.

Pierwszy dowód to nazwa Łowicz. Ja uważam, że ta nazwa pochodzi od imienia Celtyckiego boga Loucetiusa i najstarszy zapis nazwy Łowicz z Bulli Gnieźnienińskiej to jest Loviche – ale „u” i „v” stosowano wtedy w pisarstwie, kancelariach zamiennie, wiec nie wiemy, czy tam miało być „u” czy „v”. Czytano tak, jak widziano. Później wszystkie zapisy to dzieło łacinników. Ostatnie pokolenie, które nie chodziło do szkoły na Ziemi Łowickiej, mówiło „Łoic”, więc nie wiemy na pewno, jak brzmiała ta pierwsza nazwa. Dla mnie to ewidentny Loucetius, galijski bóg, znany Gallom wschodnim, czyli Celtom – mówiąc po grecku czy niemiecku i najbliższy nam, to bóg błyskawicy, jasności. Dlaczego miałby nie pomagać hutnikom nad Bzurą, wytapiać żelazo? Kto miał im pomóc? W jego towarzystwie mamy dwie ważne boginie Nemetone (od świętych gajów) i Victorię– nomen omen takie samo imię jak święta „z katedry”. Czyli mamy już komplet – możemy garściami czerpać z kultury celtyckiej.

Ale kuźni na zamku jeszcze nie odtworzyliście.

Nie, ale opowiadamy o rudzie żelaza, o tradycji, która przetrwała kilkaset lat do czasu spisania kroniki, bo my w Łowickiem już o hutnictwie zapomnieliśmy, bo przez 500 lat to „wyparowało”, ale tradycja liczy ponad 2 tysiące lat.

To może jednak ta kuźnia tu powstanie?

Zobaczymy. Najpierw musimy otworzyć „gwiezdne wrota”, ale wcześniej znaleźć klucz. Może Loucetius jest kluczem – zobaczymy. Ale naprawdę nie ma powodu, aby takiej hipotezy nie badać. Wiele miast na terenie Niemiec i Francji wywodzi swoją nazwę od imion celtyckich bogów.

W kronice Gala Anonima– który przez badaczy dotychczas identyfikowany był jako wykształcony mnich, pochodzący z północno-wschodniej Francji, choć inni uważają, że to był Słowianin wykształcony w Wenecji, ale gdzie by się nie urodził, to kształcąc się pod koniec XI wieku na pewno czytał „Wojny galijskie Cezara” – bo w łacińskiej kulturze był zestaw żelaznych lektur, więc wiedział, kto to jest Gall i autor naszej najstarszej kroniki, pisząc na zamówienie Piastów, zapisał istnienie bardzo ważnego, dużego grodu w czasie wojny księcia Zbigniewa z księciem Bolesławem (potem nazwanym Krzywoustym). Ten gród zagradzał drogę z zachodu na Mazowsze – był strategicznym punktem. Badał to zagadnienie prof. Marek Dulinicz – znawca średniowiecznych grodów na całym Mazowszu i on wskazał, że to Łowicz jest tym grodem.

Prof. Henryk Samsonowicz, badając te zagadnienie inaczej, bo historycznie, również wskazał Łowicz jako ten gród. Również prof. Poklewski, podchodząc do tego zagadnienia, uznał, że to musiał być Łowicz. Autor kroniki nazwał ten gród „Grodem Galla”. Wszyscy wcześniej patrzyli na ten zapis myśląc, że chodzi o kogoś, kto przybył z terenu ówczesnego królestwa Franków i tu zbudował coś, a kronikarz napisał – Gall. Ja myślę, że jakby chodziło o Francuza, bo by napisał – Frank. Więc może to był zapis sytuacji.

Mówię to pół żartem, pół serio, bo przed świętami to jest temat do dyskusji przy stole świątecznym. Może ten kronikarz zapisał nam w 1112 czy 1113 roku informację, że tu kiedyś zbudowane było coś przez jeszcze tamtych Celtów? – Bo to byli Gallowie z Niemiec i wschodniej Francji.

A jeśli ktoś się przemieszczał z zachodniej Polski na wschód, to musiał płynąć Bzurą. To było jedyne miejsce, gdzie można było z Warty, Nerem i Bzurą, przepłynąć na Wisłę. Ostatni spływ tym szlakiem odbył się przed wojną, kajakami z Warszawy do Poznania – czyli jeszcze 100 lat temu dało się tędy płynąć. A tysiąc lat temu nie było żadnego problemu. Płynęły tędy łodzie i w Bzurze, u ujścia Rawki do Bzury, znaleziony został okręt, który mógł zabierać – jak szacują specjaliści– 30 osób, dąb na jego budowę został ścięty w 1226 roku. Takie łodzie pływały przez Łowicz, na trasie Warszawa – Poznań, takie „intercity”(śmiech).

To mnie najbardziej bawi– ten celtycki kontekst. Będę tego szukał, nie zamierzam się poddawać, życzę mieszkańcom Łowicza, żeby nazwa miasta wywodziła się z tych aż tak dawnych czasów.

A nie od łowienia...

Musielibyśmy zapytać mieszkańców podłowickich wsi, dlaczego nazywali Łoic, a nie Łowicz. Gdyby łowienie było do utrwalenia w nazewnictwie, onomastyce tysiąc lat temu, to obecnie miejscowości o takiej lub podobnej nazwie liczylibyśmy w Polsce w tysiącach. A tego nie ma. Temat „łowi...” nie ponawia się w nazewnictwie. Jest specjalny, to czemu nie związać tego ze specjalnymi koncepcjami? Zróbmy sobie specjalną naszą hipotezę i będziemy z niej dumni.

No to będzie o czym rozważać. A na koniec chciałam zapytać czy bycie gospodarzami zamku w Łowiczu to praca czy pasja. Jak to tego podchodzicie?

Często przywołujemy testament Księżnej Łowickiej – Joanny Łowickiej Romanow – bo takie nazwisko przyjęła po ślubie z Wielkim Księciem Konstantym Pawłowiczem Romanowem. Ona otrzymała tytuł Księżnej Łowickiej, który miały dziedziczyć dzieci z tego związku. Dzieci nie było, książę zmarł rok przed małżonką, a księżna zdążyła jeszcze przygotować testament, w którym wszystkie swoje dobra zapisała królowi polskiemu. A my stoimy na straży testamentu Księżnej Joanny, bo to, że car go zbezcześcił – a chyba można tak powiedzieć, a był przecież koronowany na króla polskiego i za niego się uważał, to w ogóle jest problem dla monarchistów, jak to rozstrzygnąć.

Ale carowie wyginęli, zostali wymordowani, w związku z tym testament księżnej Joanny znów nabrał mocy. My uważamy,że na króla polskiego warto czekać – to niezwykła konstrukcja w systemie Rzeczpospolitej, Kochanowski pisał, że w głosowaniu jest większość i mniejszość, ale jest również król, który uznając przewagę większości, szanuje również zdanie mniejszości i przygotowuje tzw. salomonowe rozstrzygnięcie. Także – na pewno królowie są potrzebni, funkcjonują monarchie w Europie.

Czy doczekacie króla?... Nie chciałabym roztaczać czarnych wizji...

Biorąc pod uwagę nadchodzące święta Bożego Narodzenia, w niejednej kolędzie zaśpiewamy, że właśnie przyszedł Król i zadrżała nie tylko ziemia, ale i niebo. Więc nie musimy tego króla traktować tam bardzo cieleśnie, widzieć go jako rekonstruktora historycznego. Może trzeba pomyśleć o duchowej stronie istoty króla. Jest specjalny czas na to. Może te „gwiezdne wrota” będą się nam lepiej otwierały.

RozmawiałaMirosława Wolska-Kobierecka

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(7)

1 złoty1 złoty

9 3

Właścicielu, za ile nabyłeś ten zamek łącznie z działką budowlaną dla swoich szopek.
Czy za 1 złotych?

15:09, 25.12.2021
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

JacekJacek

1 5

Wesołych świąt.

18:10, 25.12.2021

??

9 1

26 lat i jeszcze pan nie odbudował zamku?!
Dostawił pan przy nim tylko komórki aby gdzieś mieszkać.
???

15:18, 25.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BravoBravo

4 6

Bravo dla was Wojtku i Kasiu . Zrobiliście fajną rzecz z resztek ruiny ,ozywiliscie martwe miejsce i czuć że to ogromna pasja której można wam pozazdrościć . A i jeszcze nie nabraliscie na to morza publicznych pieniędzy , bravo !

09:42, 26.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Brawo Pani RedaktorBrawo Pani Redaktor

2 3

Bardzo przyjemni czyta się ten wywiad. O dziwo nie idzie on w parze z kreowanym przez lata w Łowiczaninie nurtem lizusostwa wobec kleru. W końcu ktoś odważnie i szczerze napisał o tym, że w historii głównym celem działalności biskupów był zysk oraz o tym, że dość wysoko rozwinięta cywilizacja i kultura była tu jeszcze przed chrystusem. Jednak są ludzie, którzy potrafią spojrzeć nieco dalej niż na czubek własmego nosa. Ach...gdyby tak na odbudowę zamku przrznaczono takie astronomiczne sumyz publicznych pieniędzy jak na udawany remont katedry, to może mielibyśmy w końcu w Łowiczu jakies naprawde ciekawemiejsce do zwiedzania...

09:01, 27.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

GośćGość

2 0

Szkoda, że bilety są kosmicznie drogie i odwiedzenie tego miejsca z całą rodziną to dość spory wydatek, a teraz jest tak ogrodzony, coby niedaj ktoś przez płot chciał luknąć za darmo, to nie ma szans, a szkoda bo coniektórzy młodzi mieszkańcy nawet nie wiedzą, że w Łowiczu są pozostałości zamku

15:08, 27.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

MIESZKANIECMIESZKANIEC

0 0

DZIEŃ DOBRY . PANIE WOJTKU MÓJ TATA BYŁ W PODZIEMIACH , ORAZ ZNAŁEM PANIĄ KTÓRA WRAZ Z WOJSKIEM POLSKI WYZWALAJĄC ŁOWICZ BYŁA W PODZIEMIACH . MIESZKAŁA W ŁOWICZU NA WPROST ULICY BIELAWSKIEJ . PONADTO WIDZIAŁEM KSIĄŻKĘ Z PLANAMI ZAMKU ,W LATACH 60 , TEN PAN MIESZKAŁ NA BIELAWSKIEJ NR, 1 . A JA MIESZKAŁEM POD NR .9 GDY ODWIEDZALIŚMY TEGO PANA MIAŁ OKOŁO 80 LAT . TO ON NAM DUŻO OPOWIADAŁ O ZAMKU . ZNAMY SJĘ JESZCZE GDY PRACOWAŁ PAN W RATUSZU

16:02, 27.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Ściema czajkiŚciema czajki

0 1

Oprocz Celtów należy wspomniec omniejszosci aziatyckiej.kiedy europejczycy uważali wyspy japonskie za mit żeglarski samuraie juz tubyli.pod maskami celtyckich mnichow ukrywali twarze.ich misja było określenie co skrywaja te ziemie.i czy wielki cesarz azi podbije te ziemię i kontynent europejski.jak wiadomo do tego niedoszło.ale dzisiaj jest szansa.europa to bedzie azia zachodnia.nietracćie czasu.iprzyłaczcie sie już dziś
BANZAJ

20:03, 27.12.2021
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%