Z dnia na dzień zniknęli wszyscy uczniowie. Co się stało w szkole w Kalenicach?

Powiedzieć, że sytuacja w Szkole Podstawowej im. Bronisława Drzewieckiego w Kalenicach jest niecodzienna — to nic nie powiedzieć. Od 7 października 2025 r. placówka funkcjonuje bez uczniów: wszystkich 17 dzieci, które w tym roku szkolnym uczyły się w Kalenicach, zostało przepisanych do szkoły w Łyszkowicach. W budynku nadal pracuje pełna kadra — 11 nauczycieli i 3 pracowników obsługi — lecz brak dzieci oznacza brak zajęć i ogromną niepewność dla pracowników.

Dyrektor Urszula Kotynia nie kryje emocji. Z tą szkołą związana jest od ponad 30 lat – pracuje tu od 1994 roku jako polonistka, a od sześciu i pół roku pełni funkcję dyrektora. Według niej, poza czynnikiem demograficznym, głównym źródłem kryzysu są zaniedbania ze strony kolejnych władz gminy, które – jak ocenia – nie podejmowały żadnych realnych działań, by przeciwdziałać odpływowi uczniów z obwodu szkolnego. Problemem od lat miała być również organizacja dowozów. 

Dyrektor przyznaje, że wokół szkoły od dawna panowała niekorzystna narracja, według której placówka „i tak zostanie zamknięta”. Jej zdaniem to zniechęcało rodziców do zapisywania dzieci do Kalenic. W tym roku szkoła nie zdołała utworzyć ani oddziału przedszkolnego, ani klasy pierwszej. Mimo wielu prób – jak mówi dyrektor – nauczyciele chodzili nawet po domach, zachęcając rodziców do zapisania dzieci. Zgłosiły się jednak tylko trzy maluchy, zbyt mało, by ruszyć z przedszkolem. 

Obwód szkoły jest spory — obejmuje m.in. Trzciankę, Uchań, Bobrową i Kalenice. Dyrekcja szacuje, że na tym terenie jest potencjalnie około 50 dzieci szkolnych, z czego znacząca część została już wcześniej zapisana do innych placówek — w Łyszkowicach, a nawet w Dmosinie. W tym roku szkolnym do SP w Kalenicach uczęszczało 17 dzieci: klasa 6 — 10 uczniów, klasa 7 — 7 uczniów. 

Spotkanie, na którym zabrakło dyrektora... 

Dyrektor przywołuje też wydarzenia z początku października, które jej zdaniem przesądziły o losie szkoły. 1 października odbyło się spotkanie rodziców z władzami gminy dotyczące przyszłości placówki. O jego organizacji dyrekcja nie została poinformowana. Urszula Kotynia nie zna ani inicjatora spotkania, ani jego dokładnego przebiegu, ponieważ nie została zaproszona. Kilka dni po tym zebraniu, jak relacjonuje, rodzice zdecydowali o przeniesieniu dzieci do szkoły w Łyszkowicach. 7 października szkoła pozostała bez uczniów. 

W jej ocenie „zostały złamane wszystkie zasady”, bo o tak istotnej sprawie – dotyczącej całej społeczności szkolnej – zdecydowano bez udziału dyrekcji i nauczycieli. W placówce zatrudnionych jest 14 osób, większość z wieloletnim doświadczeniem. Są nauczyciele z czterdziestoletnim stażem i tacy, którym brakuje zaledwie roku do emerytury.

– To ludzie, którzy oddali tej szkole całe swoje życie – mówi dyrektor. 

Wójt: to była decyzja rodziców

Wójt gminy Łyszkowice Waldemar Krajewski potwierdza, że 1 października doszło do spotkania z rodzicami, ale – jak podkreśla – to oni byli jego inicjatorami. Poprosili o spotkanie bez udziału dyrekcji. Zebranie miało odbyć się w świetlicy szkolnej, ale ostatecznie przeniesiono je do sali przy OSP.

Według wójta, podczas spotkania rodzice otwarcie wyrazili niezadowolenie z pracy szkoły. Mieli skarżyć się na poziom nauczania, małe zaangażowanie kadry pedagogicznej i konieczność korzystania z korepetycji. Wśród sygnałów, które do niego dotarły, dominowała obawa o dalszą edukację dzieci, które za chwilę staną u progu rekrutacji do szkół średnich. 

Wójt zaznacza jednocześnie, że samorząd i on osobiście chcieli, by placówka funkcjonowała dalej, i że wcześniej nie docierały do urzędu sygnały alarmowe o skali problemu. 

Wójt zwraca też uwagę, że brak uczniów nie oznacza automatycznie końca szkoły. Jak mówi, placówka nadal formalnie funkcjonuje, a wszyscy pracownicy mają zagwarantowane zatrudnienie do końca sierpnia 2026 roku. Co stanie się później – zdecydują radni. O nietypowej sytuacji poinformowano już kuratorium oświaty.