24 lutego minął trzeci rok od napaści Rosji na Ukrainę i toczącej się bezustannie wojny. Obecnie słychać, że może wojna ta w końcu się skończy. Zapytaliśmy mieszkających w Łowiczu obywateli Ukrainy, co sądzą o rozmowach prowadzonych między USA i Rosją na temat pokoju oraz co czują, słysząc, że obok roszczeń terytorialnych Rosji, twarde warunki stawia Ukrainie także prezydent USA Donald Trump i jego administracja.
W czasie naszych rozmów usłyszeliśmy o niepewności co do dalszego losu, irytacji z powodu kształtu działań podjętych przez Donalda Trumpa na rzecz pokoju oraz formy rozmów z Rosją ponad głowami Ukrainy. Przede wszystkim jednak usłyszeliśmy o tym, że wszyscy czekają na pokój i normalne życie, są zmęczeni niepokojem o bliskich na Ukrainie. Część mówi o powrocie do ojczyzny, część, że nie ma tam po co wracać. Polska daje im stabilizację, jakiej tam nie znajdą, nawet po wojnie. Nie wierzą też w trwały pokój, ich zdaniem Rosja nie odpuści.
Na łowickim targu spotkaliśmy Wiktora, który powiedział nam - Jestem w Polsce od 5 lat, wcześniej mieszkałem pod Kijowem. Gdy wybuchła wojna, ściągnąłem do Polski rodzinę. Pracuję i zarabiam, żona też. Nie jest nam tu źle, ale cały czas Ukraina pozostaje prawdziwym domem, do którego się tęskni. W mojej i w wielu innych rodzinach są osoby, które albo zginęły, albo zostały ranne na froncie lub w ostrzałach rakietowych miast. Trudno w to uwierzyć, jak bardzo stało się to normalne. Jestem zły, jak słyszę i czytam to, co mówi prezydent USA. Wszyscy na niego liczyliśmy.
Ukraina płonie od trzech lat, dla mnie to co mówi Trump wygląda jak żerowanie na trupie. Rosja napadła na Ukrainę, a USA chce wypić z niej resztę krwi. Co nam zostanie? Jak się odbudujemy?
Moja córka, która tam została, od trzech lat śpi w korytarzu, bo boi się ostrzału i wypadających z okna szyb. Ile tak można? Wszyscy chcemy pokoju i powrotu do domu, w Polsce nie ma dla mnie pracy, żyję cały czas w zawieszeniu - mówi nam jedna z kobiet z ośrodka dla uchodźców przy ul. Jana Pawła II - Młodzi ludzie na Ukrainie są albo na wojnie, albo na cmentarzu. Wielu zostało rannych lub zaginęło bez śladu. I teraz mamy się godzić na to, co chce Putin? Mieliśmy nadzieję, że Trump pomoże - mówi jeszcze. Inna z kobiet mówi, że każdy dzień to obawa przed tym, co dzieje się z jej bliskimi na Ukrainie, która rośnie za każdym razem, gdy pojawiają się doniesienia, że rakiety lub drony spadły na miasto, gdzie ci mieszkają.
- W głowie pojawiają się zaraz różne myśli. Co z nimi? Sprawdzamy, dzwonimy, upewniamy się, że wszystko jest w porządku - mówi.
Spotkana na targowisku Maria mówi, że z Ukrainą dobrze już nie będzie. - Rozmawiałam z rodziną na Ukrainie, są przerażeni, krążą różne informacje. Rosja w 2022 roku chciała cztery obwody, dziś może się tak stać, że Ukraina będzie musiała to oddać Rosji, tak po prostu. Po co więc te trzy lata wojny i ofiary na froncie?
Mieszkająca w Polsce od 6 lat, a pochodząca z Równego, Arina powiedziała nam - Biden pomagał, wierzyliśmy w Amerykę, a teraz to, co się dzieje, jest dla mnie bez sensu. Trump z Putinem rozmawia bowiem o podziale Ukrainy. Rosji miałyby przypaść tereny Chersonia, gdzie wojska rosyjskie nawet nie weszły. Czytamy też, że amerykańskie firmy tylko czekają na znak, aby wrócić do Rosji. Mówią o stratach, jakie poniosły przez trzy lata wojny. To po co się wtedy wycofywały, kto im kazał?
Julia z miasta Sumy, położonego - jak mówi - 15 minut drogi samochodem od granicy z Rosją, powiedziała nam, że chciałaby, aby nastał pokój, ale jest pełna obaw. - Jest nadzieja, że to się stanie, że nastanie wiosna i latem będzie można wrócić. Ale z drugiej strony, Sumy są położone zbyt blisko Rosji.
Odwiedziłam męża w Sumach i przez cały pobyt nie zmrużyłam oka. Nie mogłam, tam ciągle słychać strzały i wybuchy z rejonu granicy. Ale jeszcze inna myśl prześladuje ją, ale jako matkę. - Mam trzech chłopców, może Trump zagwarantuje spokój na jakiś czas, ale czy wojna znów nie wybuchnie, a moi chłopcy, jak wszyscy mężczyźni, pójdą walczyć? Czy tego powinna chcieć dla swoich dzieci matka? - mówi.
Z żalem też mówi o Ukrainie jako państwie i prezydencie Zełenskim. - Wielu na niego zagłosowało. Był nadzieją na zmiany - mówi - Zrobił jednak niewiele, nie zadbał o to, aby przygotować ludzi i kraj do wojny. Przekonywał, że nic złego się nie wydarzy. - Po trzech latach w moim mieście nadal nie ma schronów i wrażenie jest takie, że ludzie jak byli, tak są zostawieni sami sobie.
Mówi też o pozostaniu w Polsce, że ma wyższe wykształcenie, na Ukrainie miała dobrą pracę, ale tu jej wykształcenie niewiele znaczy. Pracuje na umowę zlecenie, mówi, że jest jej ciężko. Podkreśla, że Polska to zupełnie inny kraj niż Ukraina. - Polska jest krajem opiekuńczym, dba o obywatela. - Chłopcy chodzą tu do szkoły 3 lata, mają znajomych, chodzą na zajęcia z piłki nożnej - opowiada. Powoli, chcąc nie chcąc, zaczęła z dziećmi zapuszczać w Łowiczu korzenie, ale rodzina jest nadal tam, na Ukrainie.
Marina mówi z kolei, że nikt nie bierze pod uwagę tego, co na pokój, o którym mówi Trump, powie armia.
- Wojskowi, którzy walczą, którzy widzieli na froncie śmierć swoich przyjaciół, kolegów, oni mogą się nie zgodzić na warunki pokoju, zgodnie z którymi Ukraina miałaby zrezygnować z utraconych terytoriów. Z drugiej strony, co z pokoju na takich warunkach, skoro za kilka lat Putin może stwierdzić, że skoro już tyle terenów Rosja zajęła, to może zająć kolejne i Rosja ponownie rozpocznie wojnę? - pyta.