Czego facet nie zrobi, żeby się wyrwać z domu! Łowicz na trasie rowerzystów

Maciej i Radek ze Skierniewic i Mateusz z Żyrardowa - trzej mężczyźni około trzydziestki, pogodnie przypatrywali się wczoraj, 30 maja, z kładki nad Bzurą, jak postępują prace przy burzeniu pozostałości starego mostu w Łowiczu. Trudno było ich nie zauważyć ze względu na jaskrawe, żółto-czarne stroje rowerowe. Turystyczne jednoślady stały obok. Dla nich Łowicz był pierwszym większym przystankiem na trasie rowerowego wypadu, o którym marzyli od dawna.

Wszyscy trzej już od dawna pracują, są ojcami. - Śmieją się z nas, że czego to facet nie wymyśli, żeby mieć wolne - mówi Maciek. Wymarzyli sobie trasę ze Skierniewic nad morze, do Sopotu. Chcą po drodze zwiedzić kilka zamków na prawym brzegu Wisły, z Malborkiem włącznie. Planują dojechać do Sopotu w sobotę. We wtorek, po wyjeździe z Łowicza zamierzali się zatrzymać w Koszelówce nad jeziorem, a potem dojechać do Płocka, zobaczyć miasto i w nim nocować. 

Jechali bez namiotów, planowali noclegi w hostelach. - Na razie się na namioty nie zdecydowaliśmy, może w przyszłym roku - deklarowali. Ten wyjazd jest pierwszym, który przedsięwzięli, dla Radka jest to nawet pierwszy od kilkunastu lat kontakt z rowerem. Dlatego wcześnie, już kilka tygodni temu, zaczęli trenować, jeżdżąc po 50-70 kilometrów dziennie. Trasę nad morze rozłożyli na odcinki po ok. 100 km dziennie. 

Wybierają boczne drogi, unikając głównych tras. - Żeby można było ramię w ramię jechać - mówią. Zamierzają wrócić w niedzielę pociągiem. Mówili, że pewną trudność sprawia przeciwny wiatr - wczoraj oceniali go jako dość silny. Ale byli pozytywnie nastawieni, przygoda była przed nimi. Życzyliśmy im bezpiecznej, spokojnej jazdy.