Zamknij

Sto lat miłości. Ofiarowanej i doświadczanej każdego dnia

Wojciech Waligórski Wojciech Waligórski 06:00, 23.10.2025

Sto lat miłości. Ofiarowanej i doświadczanej każdego dnia

Wspominaliśmy tu na portalu o setnej rocznicy urodzin, którą 7 października obchodził pan Stefan Sałuda z Łowicza. Odwiedził go wtedy burmistrz Łowicza, były kwiaty, życzenia, rozmowy z najbliższymi. Dziś przeczytajcie o tym, co historia jego życia, a przede wszystkim historia ostatnich lat, pokazuje najpiękniejszego: o miłości, wytrwałości, wysiłku, poświęceniu, jakiego wymaga opieka nad najbliższą osobą dożywającą takiego wieku.  Ten trud czasem umyka uwadze wznoszących toasty. 

Pan Stefan Sałuda jest pierwszym i jak dotąd jedynym mężczyzną w Łowiczu, który osiągnął wiek 100 lat. Wcześniej wśród jubilatów były wyłącznie kobiety. Gdy z tej okazji odwiedzili go burmistrz Łowicza Mariusz Siewiera i kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Ewa Rześna-Kukieła, przekazali mu m.in. wyjątkową pamiątkę – oryginalny akt urodzenia sprzed 100 lat. Jubilat przyjął gości w towarzystwie córek, Maryli i Joli. 

To właśnie Maryla Słomska, druga córka, na co dzień sprawuje nad nim troskliwą opiekę, bo pan Stefan mieszka u niej w domu. Jak opowiada – robi wszystko, by tata pozostał aktywny tak długo, jak to możliwe. Chce, by nadal miał kontakt z otoczeniem, by nie był osobą leżącą. 

Pracowite życie

Stefan Sałuda pochodzi z Mystkowic w gminie Łowicz, urodził się 7 października 1925 roku. Jego rodzice mieli gospodarstwo, ale oboje wcześnie zmarli. Stefan na gospodarce nie został. Mając 29 lat ożenił się z młodszą od siebie o 10 lat Zenoną z domu Antczak, córką kowala z Bochenia. Niedługo po ślubie młode małżeństwo przeprowadziło się do Łowicza i zamieszkało w domu przy ul. Zduńskiej 27.

Stefan Sałuda przez całe życie pracował jako elektromechanik, najpierw w cegielni w Małszycach, po jej likwidacji także w cegielni, ale już dalej, w Boryszewie pod Sochaczewem. Mimo uciążliwości codziennych dojazdów pracy tej pozostał wierny aż do przejścia na emeryturę.

Jednocześnie, w dużej mierze pracą własnych rąk i z pomocą żony, cierpliwie, przez wiele lat wznosił dom na działce przy ulicy Kwiatowej na Korabce w Łowiczu. Budował dla rodziny, ostatecznie mieszka w nim teraz jego córka Maryla Słomska - i od kilkunastu lat także on sam. Przeprowadził się kilka lat po przedwczesnej śmierci swej żony, która odeszła w roku 2002.

Otoczony troską

U córki doznaje troskliwej, cierpliwej, dzień po dniu opieki. Sam jeszcze przed kilkoma miesiącami wychodził do pięknie wypielęgnowanego przez Marylę ogrodu, od pewnego czasu samodzielnie nie wyjdzie, ale córka dba o to, by się ruszał. Też jeszcze kilka miesięcy temu można było ich oboje zobaczyć na spacerze po najbliższych ulicach. Lubił także, gdy brała go do samochodu i ruszała w miasto załatwić jakieś swoje sprawy, a on mógł patrzeć na miasto i ludzi z perspektywy pasażera. 

- Kochanych mieliśmy rodziców, starali się o każdego z nas zadbać - mówi wzruszona pani Maryla opowiadając o historii rodziny. Zenona i Stefan mieli troje dzieci: wspomnianą Jolę, była pielęgniarką, oddziałową na internie w szpitalu w Łowiczu, Marylę, która po ogólniaku przez całe życie pracowała w kilku bankach, zawsze w księgowości i syna Krzysztofa, który był strażakiem.  Ten rok był dla rodziny trudny: Krzysztof zmarł w lutym, w czerwcu odszedł, po ciężkiej chorobie, mąż Joli. 

Pan Stefan był w pełni sprawnym człowiekiem aż do 95 roku życia - opowiada pani Maryla. Oglądał z pasją mecze piłkarskie, na każdy temat rozmawiał, można było się z nim w każdej sprawie porozumieć. Z własnej woli miewał ochotę wypielić teren przed prywatnym sklepem spożywczym vis a vis ich domu, dziś już nie istniejącym, bo chciał by było ładnie. Prosił, by co niedzielę zawozić go do kościoła na mszę św. 

Potem zaczął się od czasu do czasu gubić, przy czym sam sobie z tego zdaje sprawę. - Czasem sam mówi, że nie wie, co się dzieje z jego głową - opowiada córka.

Opieka w każdej godzinie

Maryla Słomska sprawuje opiekę nad ojcem właściwie 24 godziny na dobę. Wstaje o określonych godzinach w nocy, dba o higienę, myje, pomaga się wykąpać, goli, wyprowadzała do ogrodu gdy było ciepło i miał jeszcze siły, teraz oprowadza po mieszkaniu, sadza na kanapie, włączy i wyłączy telewizor. Czuwa i jest przy nim.

- Bałabym się wyjść i zostawić go na dłuższą chwilę samego - mówi. - Jakoś sobie radzę, choć czasem jest mi ciężko - przyznaje. 

Każda pomoc jest ważna

Nie jest zostawiona samej sobie - podkreśla. - Jak jest potrzeba to się organizujemy - mówi. - Syn przyjedzie, pomoże (syn mieszka w Łowiczu, córka w innej części województwa), czasem synowa, czasem siostra, która do niedawna sama miała pod swą opieką chorego męża, ale i tak pomagała gdy trzeba było, szczególnie w sprawach medycznych. 

Największy trud opieki jednak dźwiga pani Maryla. Nie ma możliwości spotkać się z koleżankami z dawnej pracy, choć ją zapraszają, nie wyjdzie sama na spacer, o wyjeździe nie wspominając. Nie skarży się, ale diagnozuje: - Był taki etap, że byłam psychicznie wykończona - przyznaje. Ojciec miał wtedy szczególnie trudny okres, co chwila prosił o jakąś pomoc, praktycznie wtedy nie spała.

Pomogła wizyta u geriatry, pani Maryla poleca takie konsultacje z fachowcem każdemu, kto jest w podobnej sytuacji.

Azyl w ogrodzie

Ale podstawowe wyzwanie pozostaje takie samo: opieka nad najdroższym człowiekiem, który już własnych sił nie ma w ogóle, przez 24 godziny na dobę. Czasami sąsiedzi mogą zobaczyć panią Marylę jak pracuje w ogrodzie, ale tylko ktoś, kto ma czas przyjrzeć się tej pracy dłużej niż przechodząc obok, zauważy, że są to krótkie chwile, za moment Maryla wraca do domu. Musi zobaczyć, czy Tata nie potrzebuje przejść do łazienki, czy nie zdarzyło się coś niepokojącego. 

- W ogrodzie odreagowuję to, co jest w domu - nie ukrywa. 

Być może łatwiej byłoby, gdyby poprosiła o pomoc z MOPS-u, radzono jej to. Nie odrzuca tej myśli, oswaja się z nią, ale ma wątpliwości. - Jak sam zrobię, to wiem, że mam zrobione dobrze - mówi. - I myślę, że dla niego byłoby to krępujące - obawia się. 

- Dobrze, że Tata nie choruje, nie leży cały czas w łóżku - dodaje. Radość sprawia jej to, że choć pamięć ojcu szwankuje, pan Stefan czasem pamięta o bliskich. - Często dopytuje o Lenkę - opowiada pani Maryla. Lenka to jedna z czworga prawnucząt, w ostatnich latach często przebywająca z wizytą na Kwiatowej. 

Maryla Słomska cieszy się z setnych urodzin Taty, ale widzi, z jakim cierpieniem ta radość się miesza. - Myślę, że on sam też się męczy - mówi. - Każdy chciałby żyć jak najdłużej, bo zawsze w życiu jest się jakoś choć w części niespełnionym. Ale żeby być sprawnym...

A może te ostatnie lata są po to, by doświadczać takiej właśnie, oddanej miłości?

(Tekst ukazał się 9 października w Nowym Łowiczaninie)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%