Od niedawna na cmentarzu katedralnym w Łowiczu wprowadzono segregację śmieci, by w ten sposób zaoszczędzić na ich wywozie. Idea była słuszna. Co zatem spowodowało, że śmieci zamiast do pojemników lądują na wielkiej pryzmie?

Miejsce segregacji odpadów znajduje się w sąsiedztwie kaplicy pogrzebowej. Byliśmy tam dzisiaj i chcieliśmy się podzielić naszymi spostrzeżeniami.

Pod wiatą znajdują się pojemniki na trzy frakcje odpadów: szkło, plastik i odpady biodegradowalne (wieńce, kwiaty i drobne gałęzie). To jednak przed wiatą została usypana hałda śmieci, w której wszystkie frakcje odpadów są ze sobą zmieszane. Nad tym bałaganem próbuje zapanować jeden pracownik, który segreguje odpady i tłucze szklane znicze, by zmieściło się ich do worka więcej.

Przez chwilę obserwowaliśmy, co robią ludzie przychodzący wyrzucić odpady zebrane z cmentarza. Zwykle mają je spakowane w plastikowej torebce, którą najchętniej rzuciliby na już istniejącą pryzmę. Widząc tę niepokojącą sytuację, administrator cmentarza Ryszard Karczewski tłumaczy, a nawet sam pokazuje ludziom, jak mają segregować śmieci. Jego zdaniem, o zaistnieniu problemu decyduje pośpiech i lenistwo, bo czasem wystarczyłoby podejść dwa kroki bliżej, żeby zostawić śmieci w odpowiednim miejscu. Nawet jeśli nie mieszczą się już do pojemnika, to zgromadzenie ich w odpowiednim miejscu, sprawia, że łatwiej je potem uprzątnąć.

Ryszard Karczewski mówi nam, że wywiezienie jednego kontenera śmieci z cmentarza to koszt ok. 1.200 zł (w skali roku kosztuje to parafię ok. 240.000 zł). Segregacja została wprowadzona, by koszty te zmniejszyć. Na początku rozwiązanie zdawało egzamin, jednak wszystko zmieniło się w ostatnich dniach, gdy ludzie zaczęli tłumnie odwiedzać groby swoich bliskich przed Wszystkimi Świętymi.

Jego zdaniem sytuacja z odpadami, ma się analogicznie do ostatnio opisywanej przez nas sprawy zaniedbanych toalet na cmentarzu. W jednej i drugiej kwestii nic się nie zmieni, jeśli nie zmieni się „mentalność ludzi”.