Zamknij

W Bratoszewicach nie chcą kompromisu

Dawid DomańskiDawid Domański 17:00, 16.05.2025
Skomentuj

Inwestor ma wszelkie dane po temu, by budować nie oglądając się na okolicznych mieszkańców, a mimo to wychodzi do nich z kompromisową propozycją, mającą odpowiedzieć na ich obawy. Sąsiedzi jednak kompromisu nie chcą, bo po prostu nie chcą fotowoltaiki w ich miejscowości.  

Taki jest obraz sytuacji po kolejnych konsultacjach społecznych w sprawie zmian w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego dla części wsi Bratoszewice. Miały one miejsce 29 kwietnia w Urzędzie Miejskim w Strykowie. Tematem kolejnego, drugiego już, wyłożenia do wglądu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla części Bratoszewic, było możliwe ulokowanie w tej miejscowości wielohektarowej farmy fotowoltaicznej. Możliwość ta wzbudza liczne kontrowersje i obawy mieszkańców, zarówno w kwestii ochrony środowiska i krajobrazu, zdrowia czy też, w ich ocenie, znacznego spadku wartości działek, na których mieszczą się ich domy. Sprawę opisywaliśmy na łamach Wieści w styczniu br.

Jest ona jednak ciągle aktualna, co można wywnioskować po wysokiej "temperaturze" spotkania. Obawy mieszkańców Bratoszewic, których na konsultacje przybyło około 10, nie maleją. Jak podkreślała część z nich, ich żądania są jasne: nie chcemy farmy fotowoltaicznej w naszej miejscowości. Mimo, że przedstawiono im zmiany w planach, zaproponowane przez gminę i inwestora.

Ustępstwo wymierzone na 105 metrów

Konsultacje społeczne rozpoczęły się 8 kwietnia br. i trwały do 8 maja. Majowy termin był zarazem datą graniczną, do której mieszkańcy mogli zgłaszać swoje uwagi do zmian w planie na piśmie. 

W konsultacjach uczestniczyli również przedstawiciele władz gminy Stryków w osobach burmistrza Piotra Ślęzaka, wiceburmistrza Adama Kaźmierczaka, radnych, a także specjalisty z Wydziału Zagospodarowania Przestrzennego i Gospodarki Nieruchomościami Sabiny Wiatr-Sularz. Obecny był również Mateusz Olędzki, przedstawiciel inwestora, którym jest firma MUNIAK z siedzibą w Warszawie.

W kwestii zmian jakie nastąpiły w stosunku do poprzedniej wersji planów, wypowiedział się ich projektant Tomasz Kuźniar. - Głównym celem sporządzenia tego planu jest umożliwienie realizacji inwestycji związanych z fotowoltaiką. Po pierwszych konsultacjach społecznych wpłynęło do urzędu wiele uwag, dotyczących obaw co do wielkości tej inwestycji i jej lokalizacji w bezpośrednim sąsiedztwie działek budowlanych - przyznał.

- W związku z tym proponujemy nową wersję projektu, która stanowi propozycję pogodzenia zarówno interesów inwestora, który nadal jest zainteresowany budową farmy fotowoltaicznej, ale także interesów mieszkańców - kontynuował projektant. - Tą próbą kompromisu jest wprowadzenie pasów zieleni. Te strefy mają 95 metrów szerokości. Dochodzi do tego jeszcze tzw. zieleń izolacyjna o szerokości 10 metrów, co razem daje nam finalnie odsunięcie od terenów przeznaczonych pod zabudowę mieszkaniową na odległość 105 metrów.

Tomasz Kuźniar dodał, że dzięki takiemu rozwiązaniu mieszkańcy mają zagwarantowane, że w odległości mniejszej niż 105 metrów nie powstaną żadne urządzenia, zostaną tam zasadzone drzewa zarówno liściaste jak i iglaste oraz krzewy, posadzone w szpalerze. - Zadaniem zieleni izolacyjnej jest przede wszystkim optyczne przysłonięcie tej inwestycji jako elementu krajobrazu - wyjaśniał.

- Co do zasady sama fotowoltaika nie ma szczególnego oddziaływania na środowisko jeśli chodzi o emisję zanieczyszczeń, hałas czy ponadnormatywne przekroczenia promieniowania elektromagnetycznego - dodał Tomasz Kuźniar. - Największym oddziaływaniem są walory wizualne i krajobrazowe.

Spotkanie dwóch różnych interesów

- Wiem, że w swoich uwagach oczekiwali państwo, by gmina całkowicie wycofała się z przyjmowania takiego planu. Jednak działki te są własnością inwestora, a możliwość zlokalizowania w tym miejscu fotowoltaiki była już rozstrzygana w dokumencie jakim jest studium - nadmienił projektant.

Tomasz Kuźniar zaznaczył też, że nie chodzi wyłącznie o to, by plany zagospodarowania przestrzennego realizowały wyłącznie interes prywatny, ale by uwzględniały także interes społeczny. - Próbując pogodzić różne funkcje i interesy proponujemy taki kształt planu.

Pytania mieszkańców

Mieszkańcy Bratoszewic i okolicznych miejscowości przyszli na spotkanie z szeregiem pytań i wątpliwości: - Czy dysponuje pan pan badaniami dotyczącymi oddziaływania elektromagnetycznego w przypadku tak ogromnych farm fotowoltaicznych? - padło pytanie z sali.

Jak zauważył projektant, plan zagospodarowania przestrzennego jest pierwszym elementem procesu inwestycyjnego. Kolejnym etapem jest uzyskanie decyzji środowiskowej, w której inwestor podaje jakiego rodzaju urządzenia znajdą się na jego terenie, jak też jaki jest zasięg oddziaływania pola elektromagnetycznego. - W planach zagospodarowania nie stwierdzamy gdzie konkretnie znajdą się poszczególne urządzenia, tylko wyznaczamy obszar, na którym dana inwestycja musi się zmieścić. Warunkiem jest zatem to, by oddziaływanie pola elektromagnetycznego nie przekraczało granicy działki inwestora.

W dalszej części spotkania mieszkańcy podnosili argumenty związane z proponowaną szerokością strefy buforowej: - Z czego ona wynika? Dlaczego nie 50 czy 150 metrów, ale akurat 95? - pytali.

Jak zauważył projektant planu: - To zawsze jest pytaniem: jaka odległość jest najbardziej oczekiwana. Zastanawialiśmy się nad szerokością tej strefy, analizując podobne dokumenty planistyczne. Takie strefy w ogóle są rzadko wprowadzane. Najczęściej stosowaną szerokością w takich przypadkach jest 30 metrów. Trzeba oceniać wielkość strefy buforowej w stosunku do wielkości obszaru. Jeżeli mamy duży teren, możemy pozwolić sobie na większą strefę. Jeżeli działka miałaby szerokość 150 metrów, to nie zrobimy wtedy 100-metrowej strefy buforowej. Wówczas nie miałoby to sensu, a działka straciłaby na potencjale inwestycyjnym. W naszej ocenie to 100 metrów jest dużym ukłonem jeśli chodzi o zabezpieczenie sąsiednich terenów mieszkalnych. To czy jest to dużo czy mało, jest kwestią optyki.

W naszej ocenie to 100 metrów jest dużym ukłonem jeśli chodzi o zabezpieczenie sąsiednich terenów mieszkalnych. To czy jest to dużo czy mało, jest kwestią optyki.

Jeden z przybyłych na spotkanie mieszkańców podjął wątek możliwego zalania sąsiednich działek z zabudową mieszkaniową poprzez spływ wód powierzchniowych. Zauważał, że teren na którym znajduje się jego działka, a który graniczyć będzie z farmą, znajduje się w zagłębieniu. - Jeśli zabraknie roślinności, to przy każdych większych opadach, będę miał do czynienia z powodzią - przekonywał.

Przedstawiciel firmy MUNIAK zauważył w odpowiedzi na to, że część obszaru, który ma zostać przeznaczony pod budowę farmy, jest zmeliorowana. - Będzie nas wobec tego obowiązywać przed uzyskaniem pozwolenia na budowę, procedura uzyskania pozwolenia wodnoprawnego. Jeśli Wody Polskie stwierdzą jakiekolwiek ryzyko, wtedy nie otrzymamy stosownych pozwoleń. 

- Prowadziłem kiedyś podobną inwestycję na obszarze zmeliorowanym na powierzchni 30 ha - dodał. - Robiliśmy wtedy odkrywki drenaży podziemnych. Wówczas też padał podobny zarzut o zalewaniu przyległych terenów. Po wykonaniu badań stwierdzono, że kierunek przepływu wód podziemnych przebiega w przeciwną stronę. Takie rzeczy na pewno będziemy badać.   

Zmierzyć teraz i porównać

- Może warto by było zaprosić taką instytucję jak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, by sprawdziła w jakich warunkach mieszkacie obecnie. My wybudujemy fotowoltaikę, zmierzymy ponownie i zobaczymy czy coś się zmieniło - wyszedł z propozycją przedstawiciel inwestora.

Mieszkańcy Bratoszewic sceptycznie zareagowali na te słowa. Jak zauważyli, jeśli inwestor wybuduje już farmę fotowoltaiczną, to i tak zrealizowana przez niego budowa pozostanie w tej miejscowości. Przedstawiciel firmy nie ustępował: - Dzisiaj teren należy do właściciela prywatnego. W sytuacji, gdy powstanie już instalacja fotowoltaiczna, winna byłaby tylko jedna strona. W momencie, gdy udowodnimy, że po budowie występować będą przekroczenia norm promieniowania elektromagnetycznego lub też zalewanie pobliskich terenów, wtedy będziecie mogli wskazać winnego, czyli inwestora.

Inwestor nie odważy się przekroczyć norm

- Kary za przekroczenia standardów jakości środowiska, spowodowane przez przedsiębiorców są naprawdę dotkliwe - zauważał Olędzki. - Złamanie ustaleń decyzji środowiskowej to kara maksymalnie nawet miliona złotych. Teraz mamy ustalone, że odsuwamy się od zabudowań o 105 metrów, ale np. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska, może zaopiniować odległość, przykładowo, 150 metrów.

Przedstawiciel firmy MUNIAK zauważył, że firma w przypadku złamania postanowień decyzji środowiskowej nie tylko zapłaci kary finansowe, ale również nie otrzyma pozwolenia na budowę. Dodał też, że w przypadku nie respektowania decyzji i braku stosownych zgód, Nadzór Budowlany wydałby w takim przypadku nakaz rozbiórki takiej instalacji. - To nie są już czasy, gdy sprawy załatwiało się pod stołem. Myślę, że w Polsce nie ma już takich sytuacji, w których inwestorzy nie ponoszą odpowiedzialności za złamanie zasad ochrony środowiska. - ocenił. - Jeśli złożycie zawiadomienie do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, a on wykaże odstępstwa od norm, wtedy trzeba będzie albo coś zmienić albo dokonać rozbiórki. 

Czy wartość działek spadnie?

Jeden z mieszkańców zwrócił się z pytaniem do burmistrza Piotra Ślęzaka: - W jaki sposób gmina zamierza zadośćuczynić mieszkańcom, których nieruchomości stracą na wartości?

W odpowiedzi burmistrz Strykowa zauważył, że pytaniem jest to czy działki te faktycznie stracą na wartości. Odpowiedź ta nie zadowoliła mieszkańców. - Czy chciałby pan mieszkać w sąsiedztwie farmy fotowoltaicznej? - skonfrontowano burmistrza z kolejnym pytaniem. - Gdy nie istniało ryzyko, że nasze działki stracą nie wartości, nie byłoby nas tutaj. Robiono badania zgodnie z którymi działki tracą w takich przypadkach na wartości 6-7%, ale gdy farmy fotowoltaiczne są usytuowane do 800 metrów. My będziemy mieć farmę 100 metrów od naszych okien. 

Jak zauważył burmistrz Ślęzak większość terenu pod planowaną inwestycję nie przylega do terenów mieszkalnych. Burmistrz powtórzył padające już wcześniej argumenty dotyczące zgodności z decyzją środowiskową, którą wydaje gmina oraz zaproponowanymi strefami buforowymi. - Moim zdaniem taka ocena jest dość subiektywna. Rozumiem, gdyby farma była w bezpośrednim sąsiedztwie: wtedy moglibyśmy zakładać, że tak będzie. Natomiast tutaj ciężko jest stwierdzić jaką metodologię badań utraty wartości przyjąć. Trudno jest się odnosić do tego w tej chwili, ponieważ nie biorę za pewnik tego, że działki z nieruchomościami mocno stracą na wartości.

Emocje zaczęły brać górę

  Z czasem atmosfera spotkania stawała się coraz bardziej nerwowa i napięta. Głos zabrał radny Tomasz Habigier, który zauważył na swoim przykładzie, że sąsiadujący z jego posesją budynek mieszkalny, znajduje się w odległości 3 metrów. - Nie nakazuję nikomu rozbiórki tego budynku, tylko dlatego, że chcę mieć ładny widok z okna.

- To jest pańska decyzja - oponowali mieszkańcy. Jak zauważał w odpowiedzi radny, decyzja o powstaniu w Bratoszewicach farmy fotowoltaicznej jest decyzją całej gminy. - Cała gmina będzie miała korzyści, nawet jeśli wy będziecie mieli pewne straty.

Radny wyjaśniał później, że miał na myśli to, że radni powinni myśleć o gminie jako całości. Ten argument nie przekonał jednak mieszkańców Bratoszewic, a słowa radnego spotkały się z natychmiastową i gwałtowną reakcją: - Czyli jednym słowem jesteśmy "rzuceni na pożarcie", by gmina miała dochód? - dociekali mieszkańcy. - Gmina już policzyła jaki będzie mieć wpływ z podatku od nieruchomości i wyliczyła też, że stać ją będzie na to, by poświęcić Bratoszewice, zwłaszcza ulicę Nowości, Ogrodniczą i drogę prowadzącą do Kalinowa - oceniał jeden z przybyłych na spotkanie mężczyzn. - Podatki od nieruchomości również zasilają budżet gminy. Narracja, że my musimy cierpieć, by w gminie było fajnie, to bardzo zły argument.

 W dyskusję ponownie włączył się burmistrz Ślęzak: - Jeśli chodzi o motywacje zmian w tym planie, to podatek od nieruchomości, nie jest główną z nich. To, że mielibyśmy przez to większe wpływy do budżetu jest "pozytywnym efektem ubocznym".

Narracja, że my musimy cierpieć, by w gminie było fajnie, to bardzo zły argument.

Co z indywidualnymi inicjatywami?

- Uważam, że gmina robi źle - ocenił jeden z mieszkańców Bratoszewic. - Zabiera ona w ten sposób mieszkańcom możliwość stawiania farm fotowoltaicznym np. rolnikom, którzy odchodzą na emeryturę, a ich dzieci nie chcą przejąć gospodarstw rolnych. Mogliby wybudować oni fotowoltaikę. Wygenerowany w ten sposób prąd i pieniądze zostałyby w rękach mieszkańców, czyli gminy. Tutaj natomiast cały zysk trafi do prywatnej kieszeni inwestora. Jeśli powstanie duża farma fotowoltaiczna, to PGE nie wyda zgody na powstanie w tym miejscu mniejszych farm fotowoltaicznych, bądź te procedurę bardzo utrudni.

- Jest to pewien argument, natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że tak duża farma fotowoltaiczna musi "wpuścić" wygenerowaną przez siebie energię do instalacji wysokiego napięcia - zauważał burmistrz Strykowa. - W niedalekiej odległości o terenu, na którym miałaby się znaleźć farma fotowoltaiczna, planowana jest duża linia wysokiego napięcia.

Burmistrz Piotr Ślęzak dodał również, że w jego ocenie powstanie mniejszych farm fotowoltaicznych nie kłóci się z planowaną inwestycją. - Jeśli tych mniejszych farm powstanie na terenie gminy tyle, ile wpłynęło we wnioskach, czyli ponad 40, to nasze zdolności w tym zakresie mogą się wyczerpać. Ciężko jest na chwilę obecną powiedzieć ile wniosków będzie chciało przyjąć PGE. Nie powinniśmy jednak zakładać, że wszystkie te wnioski zostaną zaakceptowane.

W obliczu zmian

- Zmiany są czymś naturalnym - odnotował burmistrz Ślęzak. - Zachodzą one nie tylko w Bratoszewicach. Popatrzmy na to jak wyglądał Sosnowiec jeszcze kilka lat temu, a jak wygląda teraz. Rozwój gminy jest uwarunkowany m. in. takiego rodzaju zmianami. Świat zmierza w kierunku energetyki odnawialnej i jeśli prawo dopuszcza, że mamy możliwość na tym terenie zlokalizowanie takich farm, to każdy wobec tego prawa powinien być równo traktowany. Każdy ma możliwość przekształcić swoją działkę pod taki cel jaki uzna za słuszny.

- Rozumiemy, że ten obszar jest duży i nie dziwię się obawom i sam bym je po części posiadał. Trzeba jednak pogodzić się z faktami i znaleźć jakiś kompromis - dodał burmistrz.

Decyzja w rękach Rady Miejskiej

Jak zauważał projektant Tomasz Kuźniar to, że studium, dopuszcza możliwość budowy na tym obszarze fotowoltaiki, nie jest tożsame z tym, że dokument ten obliguje do tego, że taka instalacja musi powstać. - Studium daje możliwość zmiany przeznaczenia terenu na wykorzystanie pod kątem fotowoltaiki. Decyzja należy jednak do Rady Miejskiej, która zdecyduje o tym uchwałą.

- Inaczej niż w przypadku elektrowni wiatrowych nie ma przepisów krajowych, które określają minimalną odległość instalacji fotowoltaicznych od zabudowań - dodał. - Decyduje o tym gmina w planie miejscowym.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

gvhjgvhj

0 0

Fajnie jest ponieważ 10 mieszkańców Bratoszewic nie reprezentuje zdania większości.
Oni po prostu mają domy w pobliżu tej farmy i ją blokują . Chyba chcą odszkodownie ????

19:18, 16.05.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu lowiczanin.info. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%